Kampanie reklamowe prześcigają się w wyrafinowanych strategiach, kuszących miłością bez tabu, granic, zahamowań. Paryż temu sprzyja. Jest miastem romansu i flirtu. Ale i sztuki. A sztuka bywa szczególną formą odpowiedzi na seksualny apetyt artystów, a czasami i widzów. Miłość nieokiełznana, frywolna, tragiczna - każda znaczyła twórców i ich dzieła. Zajrzyjmy na tę ich scenę, ukrytą w zmysłowych ciałach muz i kochanek. Tam się odbywa archaiczny rytuał, bez którego życie jest szare i puste. W dniu św. Walentego Maurice Beajart, twórca nowoczesnego tańca i słynnego Baletu XX wieku, pokaże w paryskim Pałacu Sportów spektakl złożony ze swych najlepszych kreacji tanecznych, którego spoiwem jest motyw miłości, temat dominujący w twórczości tego jednego z największych artystów współczesnych. Taniec to dla niego ścieżka miłości, na której rzeźbi ciała tancerzy, ożywia je słowem, ciszą, wizualizacją muzyki. Od Mozarta po Brela, od Strawińskiego po Freddiego Mercury'ego, od wiedeńskich muzykantów po derwiszów kręcących się w kontemplacyjnej ekstazie. Swoją baletową inscenizacją składa widowni swoistą deklarację miłości. Miłości, która ma coś z zakładnika naszego losu. Ona wynurza się z tajemnicy i uosabia cały zamęt ludzkiego życia, jego piękno i tragizm. Taniec to synteza sztuk. Posiada archetypiczną magię. Jak miłość, jak rzeka, która płynie, zmienia się, ulega metamorfozie, lecz jej wody uchodzące do ujścia zawsze są te same, bo zrodzone u jej źródeł. Taniec to sztuka perfekcji w ruchu. Harmonia rytmu i ciszy. To przez swój rytm świat istnieje i ginie. Ale ginie tylko po to, by na nowo się narodzić. Ruch jest najważniejszy. Trzeba się uczyć być szczęśliwym w tym ruchu, w tych miłosnych pląsach. Temu służy taniec Bejarta. Kobieta zmysłowa. Naga... Rozpustna... Z nogami szeroko rozłożonymi... Na plecach... Na kolanach... Czekająca... Pieszcząca się... Z pośladkami skierowanymi do księżyca. Z twarzą w ekstazie... Krwawiąca... Rodząca świat waginą... Kreski, plamy, kontury. "Figury Erosa" wędrujące przez krainę pożądania - to wystawa rysunków i akwarel Auguste'a Rodina w muzeum jego imienia. Francuski Michał Anioł, autor słynnych rzeźb: "Pocałunku", "Myśliciela", "Ręki Boga" czy "Bramy Piekieł", szukał inspiracji i wartości swej sztuki w otwartych ciałach młodych kobiet. Kolekcjonował kochanki - artystki, arystokratki, praczki, modelki, uczennice... Inny wielki amant, Alain Delon, próbuje na scenie teatru Marigny, niedaleko Pól Elizejskich, wskrzesić miłość niemożliwą. W sztuce "Na drodze do Madison" partneruje mu w tym Mireille Darc. Kiedyś, przez 15 lat, byli parą najgłośniejszych francuskich kochanków. Razem zagrali w ośmiu filmach, lecz po raz pierwszy spotykają się na scenie teatru. Z okazji Dnia Zakochanych tenże Alain Delon, również w teatrze Marigny, firmuje własnym nazwiskiem inny spektakl - o Edith Piaf. Na ekrany kin wchodzi też film Oliviera Dahana o tej legendarnej pieśniarce, której życie i sztuka były hołdem, ale i ofiarą złożoną miłości. Miała życie tak tragiczne, mówiono, iż w tym tragizmie stało się zbyt piękne, by do końca mogło być prawdziwe. Legenda Piaf zaczyna się na schodach domu przy ulicy Belleville 72, gdzie znaleziono ją podrzuconą jako niemowlę. Niedaleko działa do dziś jej ulubiony lokal taneczny La Java (Faubourg- du-Temple 105) oraz muzeum, które mieści się w małym mieszkaniu jej przyjaciela Bernarda Marchois (Creacute;spin-du- -Gast 5). Zwiedzających oprowadzają "Przyjaciele Edith Piaf", opowiadając historię jej życia. Urodziła się na ulicy. Ojciec był na wojnie. Matka ją porzuciła. Zajęła się nią właścicielka burdelu, gdzie mała Edith spędziła kilka lat, nabierając muzycznej ogłady przy służbowym pianinie. Prawie oślepła, lecz modlitwa upadłych dziewczyn do św. Tereski z Lisieux sprawiła, że cudownie przejrzała. W końcu zjawił się ojciec. Zabrał ją do wędrownego cyrku. Żyła w drodze: od horyzontu po horyzont. Zaczęła śpiewać na ulicach i włóczyć się po Pigalle'u z żebrakami, sutenerami i innymi typami. Urodziła córeczkę. Była złą matką. Dwuletnia Marcella umarła na zapalenie opon mózgowych. Wtedy jedyny raz miała się prostytuować, aby zarobić na opłacenie pogrzebu. Już nigdy nie miała drugiego dziecka. Nadeszły lata 30., szalone lata 30. Paryż eksplodował nocnym życiem i zabawą. Do Edith Giovanni Gassion (tak się nazywała) uśmiechnął się los. Zamieniła ulicę na bar z kabaretem. Przygarnął ją "papa" Louis Leplee. Pozwolił wystąpić na scenie. To on wymyślił dla niej pseudonim "Piaf" ("Wróbelek" - miała zaledwie 147 cm wzrostu) i zaczął ją lansować. Po kilku tygodniach śpiewała już w <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radiu</a>. Zaczęła karierę. Ale... "papę" zabito, a ją zamknięto w areszcie. W śledztwie zmuszono, by wydała kochanków swojego zamordowanego patrona homoseksualisty, za co ludzie sceny odwrócili się do niej. Groził jej powrót na ulicę. Ale poradziła sobie. Została pierwszą damą French touch, epoki światowego triumfu piosenki francuskiej. Koncertowała i w Olympii, i Carnegie Hall. Żyła intensywnie: od romansu do romansu, od ekscesu do ekscesu, od choroby do choroby. Przyjaźniła się z Marleną Dietrich, Louisem Armstrongiem, Dukiem Ellingtonem. Wylansowała Aznavoura, Montanda, Becaud... Będąc już między życiem a śmiercią, poślubiła 25 lat młodszego Thea Sarapo, który pochował ją na Pe`re-Lachaise, obok ojca i córeczki. Była istotą do kresu wypaloną przez miłość. - Miłość?! Mon Dieu. Milordzie! Nie, niczego nie żałuję. Padam, padam, padam... Leszek Turkiewicz, Paryż