Jak zeznała Brittney McGoldrick, mimo, że 60-letni John Moyer "złapał ją za piersi", nie mogła zdjąć maski i bronić się przed napastnikiem. Musiała udawać, że nic się nie stało. Jak mówi, tak wyglądają warunki pracy w Disney World: - Nawet, jeśli by mnie pobili, musiałabym udawać, ze nic się nie stało. Takie są zasady w Disneyu. Musimy tak się zachowywać. Obrona Moyera, która - jak widać - wie więcej na temat korporacyjnego kodu zachować w Disneyu, zarzuca pani McGoldrick, że nie użyła czegoś, co po angielsku nazywa się "Disney distress signal", a co można w wolny sposób przetłumaczyć jako "disneyowskie sygnały zagrożenia".