Naukowiec doszedł do tego wniosku, badając średniowieczne kości z 6 duńskich cmentarzy. Dowodzi on jednocześnie, że odkrył nieznaną dotąd chorobę FOS, która podobnie jak trąd, w charakterystyczny sposób zniekształcała czaszkę (powstawały na niej wgłębienia). Nie wiemy, czy była śmiertelna, ale wygląda na bolesną i równie poważną jak trąd. Tworząc swoją teorię, nie mógł pominąć faktu, że ok. 79% pogrzebanych osób z trądem i 35% z syfilisem zażywało leki z rtęcią. Mimo to zakonnicy spoczywający przy ścieżce cysterskiego opactwa nie chorowali ani na trąd, ani na syfilis, a w ich kościach występowała rtęć. Rasmussen uważa więc, że mnisi albo zakazili się podczas przygotowywania i podawania leków, albo podczas przepisywania ksiąg, w których malowali ozdobne litery. Duński zespół pobrał do badań próbki różnych kości, m.in. franciszkanów z klasztoru w Svendborgu. W odróżnieniu od cystersów, nie stwierdzono u nich zatrucia rtęcią (wynika to zapewne z odmiennych zajęć). Naukowcy pamiętali też o tym, że część osób żyjących w średniowieczu jadała głównie ryby morskie. Zatrucie rtęcią w wyniku przestrzegania takiej diety jest jednak charakterystyczne dla naszych czasów. Pięćset lat temu nie odnotowywano podobnych typów zanieczyszczenia wód i żyjących w nich organizmów. Krwistoczerwony atrament uzyskiwano dzięki minerałowi: cynobrowi, który z chemicznego punktu widzenia jest siarczkiem rtęci (HgS). Rasmussen nawet dziś przestrzega przed dotykaniem starych pergaminów. W tym miejscu przypomina się scena z Imienia róży Umberto Eco, gdzie ślinienie palców podczas przewracania stron doprowadziło do śmierci jednego z bohaterów. Co prawda w jego przypadku chodziło o zatrute paginy, a nie o pigment, ale nie da się zaprzeczyć, że istnieje pewne podobieństwo... Anna Błońska