Mierząca ponad 170 centymetrów samica o imieniu Kesza wyrwała się na wolność pod nieobecność w mieście jej właściciela, który przekazał opiekę nad gadem swemu przyjacielowi. Ten twierdził początkowo, że zwierzę mu uciekło, potem jednak przyznał się, że sam wpuścił je do zbiornika, by... sobie popływało. Władze ustaliły, że na takie wycieczki zabierał je wcześniej sam właściciel. Samica kajmana została zauważona we wtorek przez wędkarzy, którzy zaalarmowali o niej MSN. Wysłani na miejsce ratownicy najpierw zabezpieczyli teren. Przy stawie postawiono wartownika oraz tabliczki, ostrzegające przed możliwością spotkania z gadem i zabraniające kąpieli. Następnie podjęto próby wywabienia Keszy na ląd. Ratownicy mieli nadzieję, że pomoże im w tym wyłożone przy brzegu świeże mięso, jednak zwierzę nie dało się na to nabrać i pozostawało w wodzie. Sytuacja zmieniła się dopiero w czwartek rano, kiedy w stawie umieszczono rybackie sieci. Samica kajmana zaplątała się w nie, po czym została wyciągnięta na brzeg. Kesza nie jest pierwszym gadem, który wyrwał się na wolność na Ukrainie. W 2007 roku ratownicy Ministerstwa ds Sytuacji Nadzwyczajnych przez sześć miesięcy poszukiwali krokodyla nilowego o imieniu Godzik, który zbiegł latem z cyrku w Mariupolu, na południowym wschodzie Ukrainy, do wód Morza Azowskiego. Godzik (mała Godzilla), którego imię pochodzi od znanego kinomanom na całym świecie japońskiego potwora, odnalazł się dopiero pod koniec listopada w stanie śpiączki na terytorium stacji ciepłowniczej, należącej do kombinatu metalurgicznego Azowstal w Mariupolu. Niestety, jego przygoda zakończyła się tragicznie. Ratownicy, którzy znaleźli Godzika, chcąc go ogrzać umieścili go w ciepłej wodzie. Nagła zmiana temperatury doprowadziła do śmierci zwierzęcia.