Wieczorowa kreacja pani kanclerz, której fotografie trafiły w czwartek na czołówki niemieckich gazet, niemal nie różni się od tej, którą miała na sobie w 2008 r. także na otwarciu Festiwalu Wagnerowskiego. Turkusowoniebieska, długa suknia z połyskującej tkaniny, z głębokim wycięciem i rozszerzonym dołem. Do tego Merkel założyła ten sam perłowy naszyjnik co przed czterema laty i nawet fryzura wygląda identycznie. Tym razem jednak zestawiła suknię z czarną, a nie niebieską torebką i założyła inne buty niż poprzednio. Dla wielu znanych publicznie osób dwukrotne pojawienie się w tej samej kreacji byłoby nie do pomyślenia, ale najwyraźniej Angela Merkel nie przejmuje się takimi nakazami i zakazami świata mody. "Przecież jest ona kanclerzem w czasach kryzysu. Dlatego na Festiwalu w Bayreuth dała dobry przykład oszczędności i ubrała się w to, co już raz się sprawdziło" - napisał w internetowym wydaniu tygodnik "Der Spiegel", nawiązując do forsowanej przez Berlin metody walki z kryzysem w strefie euro poprzez zaciskanie pasa. Kolorowe pismo "Bunte" przeprowadziło wśród internautów sondaż, czy najważniejsza kobieta w kraju powinna nosić przy oficjalnych okazjach suknie z odzysku. 86 proc. pochwaliło Merkel za to, że daje przykład oszczędności, a jedynie 14 proc. uczestników ankiety nie spodobał się styl Merkel. Biuro prasowe niemieckiego rządu nie chciało w czwartek komentować dyskusji na temat sukni Angeli Merkel, bo - jak oświadczyło - dobór stroju jest prywatną sprawą pani kanclerz. Merkel najchętniej ubiera się w żakiety w zestawieniu ze spodniami. Jej współpracownicy podkreślają, że o strój troszczy się sama i nie korzysta z pomocy stylisty. Już raz udało jej się wywołać spore emocje za sprawą ubioru, gdy w 2008 r. podczas wizyty w operze w Oslo miała na sobie suknię z bardzo głębokim dekoltem.