Ciężkie maltretowanie i nadopiekuńczość rozumiana jako przemoc i wpływająca negatywnie na rozwój psychofizyczny - tak brzmi akt oskarżenia wobec najbliższych chłopca, którzy w poniedziałek stanęli przed sądem. To już drugi proces matki i dziadka. Za to samo zostali skazani, między innymi na podstawie sprawozdania opieki społecznej, pięć lat temu na rok i dwa miesiące pozbawienia wolności. Wyrok ten jest obecnie w sądzie apelacyjnym. Obecnie do grona oskarżonych dołączyła także babcia chłopca, przedstawionego przez gazetę pod fikcyjnym imieniem Luca. Doniesienie o maltretowaniu dziecka złożył jego ojciec, który po separacji nie widział się ze swoim synem od 9 lat. Kontaktów zakazuje mu matka dziecka wraz ze swymi rodzicami. Adwokat ojca argumentuje, że Luca z powodu chorobliwej nadopiekuńczości najbliższej rodziny żyje jak w klatce, a jego rozwój zatrzymał się. Chłopcu zabroniono spotykać się z kolegami, chodzić do parafii, uprawiać sport i uczestniczyć w dodatkowych zajęciach szkolnych poza godzinami lekcji. Kiedy przyszedł do pierwszej klasy - twierdzi adwokat ojca - miał sprawność motoryczną trzylatka; nie umiał nawet biegać, ponieważ nigdy mu na to nie pozwalano. Do szkoły, dodaje, chłopiec przynosił drugie śniadanie już podzielone na małe kęsy. Dlatego mężczyzna pozwał do sądu matkę i dziadków. Z kolei ich adwokat, cytowany przez gazetę, zapewnia, że sytuacja chłopca poprawiła się od poprzedniego wyroku. Może już chodzić do parafii i nawet czasem spotkać się z kolegą.