W niemieckiej reklamie kibice naszych szanownych sąsiadów, pełni piwa, wysiadają z jadącego na mistrzostwa samochodu i sikają gdzieś na poboczu. Pomijamy tutaj fakt, że takie sikanie na poboczu miało być - według naśmiewającej się z polskich stereotypów holenderskiej piosenki "Een bussie vol met Polen" - typowo polską domeną. Sikają więc Niemcy z błogością, a kiedy kończą, okazuje się, że Polacy zrobili ich w tak zwanego "wała" jeszcze zanim panowie sąsiedzi na mecz dojechali. A mianowicie - nasi chłopcy malowani skroili im samochód. Wniosek: stereotyp na temat Polaka-złodzieja jest nadal aktualny, ale traktowany raczej z przymrużeniem oka. Podobnie, jak stereotyp Francuza-tchórza czy Włocha-bałaganiarza. Ale jest i drugi wniosek. A brzmi on: Niemcze (jak wołał Sienkiewicz w "Bartku zwycięzcy" )! Nie trać przy Polakach czujności! Bo nie znasz dnia ani godziny! My jednak zareagowaliśmy na ten dowcip jak sterotypowi Niemcy. Ze stereotypową niemiecką lekkością. Najpierw była fala wściekłości i pomstujący Jan Tomaszewski w telewizji. Potem ogólnonarodowa dysputa: jak reagować. Czy z "Rotą" na ustach i depcąc zobowiązania sojusznicze rzucać pancerne zagony generała Skrzypczaka na linię Odry i Nysy? Czy może zignorować, czy może ani nie ignorować, ani nie rzucać zagonów, tylko - jak to mówią hiphopowcy - zdissować Niemców odpowiednio przygotowaną ripostą. Na szczęście skończyło się na tym trzecim. I niespodziewanie odezwało się w nas pokrewieństwo z kolegami Niemcami. Bo znów nasze dissy okazały się ciężkie, jak karczysko i pikielhauba kanclerza Bismarcka: Na okładce "Super Expressu" pojawiła się subtelna alegoria (jak uparcie nazywają ów fotomontaż dziennikarze "SE") naszego przyszłego zwycięstwa nad kolegami Niemcami: oto Kawaler Oficerski Leo, z rozwianym siwym włosem i szaleństwem na twarzy prezentuje Narodowi Polskiemu dwa urżnięte łby wielogłowej teutońskiej piłkarskiej bestii: głowę Ballacka i głowę trenera Loewa. "Leo! Przynieś nam ich głowy" - wrzeszczy "SE", a później, tłumacząc ciemnemu, acz zniesmaczonemu ludowi na czym polegała głębia alegorii, redaktor naczelny gazety powtarza jak maniakalny morderca: "tak, chcemy zwycięstwa. Tak, chcemy zwycięstwa. Tak, chcemy zwycięstwa"? (choć to ostatnie akurat - przyznaję - było całkiem zabawne). "Fakt" zaatakował lżej, za to raczej bez finezji. Wbity w rycerską zbroję i ustawiony ponad jagiellońskim orłem Beenhakker przygotowuje się do ścięcia Michaela Ballacka, który prezentuje Leo dwie nagie piłki. "Leo, why?" - zdaje się pytać nieszczęsny Ballack, który zaraz "straci chwacką głowę", jak mawiał towarzysz Jerominow do Jarosława Haszka. "Faktowi" chodziło o nawiązanie do Grunwaldu, ale - niestety - Niemcy znają bitwę pod Grunwaldem jako bitwę pod Tannenbergiem, co kwaśno - notabene - zauważyła "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Dodajmy tutaj, że sam Beenhakker w mocnych słowach powiedział, co myśli o autorach naszych ripost. Niemiecki "Bild" postanowił po tym wszystkim już dalej nie dissować, tylko zatopił się w biadoleniu, jacy to ci Polacy nieczuli i jakie bestie. Zreprodukował "Bild" obie antyniemieckie okładki i dodał jeszcze skromnie w kąciku zdjęcie flagi, którą polscy kibice o lodowatych sercach powiesili na klatce misia Knuta w berlińskim ZOO. "Kibicuję Polsce" - napisali polscy kibice na misiowej fladze, wpychając ten slogan - niejako - w usta tego ostatniego volkssymbolu Bundesrepubliki. Który to symbol przecież - gdyby w ogóle wiedział, o co chodzi - kibicowałby zapewne Niemcom. Jak ten kot, co to niby gdyby był bardziej rozgarnięty, kupowałby wiadomy produkt. Ale Polakom to nie wystarczyło. Dissów ci u nas dostatek - moglibyśmy zakrzyknąć, bo w Internecie zaroiło się nagle od odpowiedzi na niemiecką reklamę o sikających Niemcach i znikającym samochodzie.