Publicznie stroił sobie żarty z jego koziej brody na niedawnym przyjęciu w ogrodach Pałacu Buckingham. Według relacji tygodnika "Mail on Sunday", 88-letni książę Filip zagadnął jednego z 8 tys. gości, pytając go, co robi. Usłyszawszy w odpowiedzi, że jest projektantem, powiedział mu: "No tak, ale własnej brody to nie udało się panu zbyt dobrze zaprojektować". Dał mu do zrozumienia, iż "projektując własny zarost, powinien się bardziej postarać". Oniemiali goście nie wierzyli własnym uszom. "Te śmiesznostki miały być żartem, ale książę Filip musi mieć jakieś osobiste urazy na punkcie kozich bród u mężczyzn" - sądzi naoczny świadek tej sceny. "Trudno sobie wyobrazić, by w taki sposób można było wyrazić opinię na temat kobiecej fryzury. Nikomu by to nie uszło płazem" - powiedział David Dade, rzecznik Brytyjskiego Klubu Brodaczy. Jego zdaniem kozia broda jest przedmiotem kpin z tego względu, że jest modna. Zdaniem Allana Peterkina, autora książki "Tysiąc bród: Kulturowa historia twarzowego zarostu", kozie brody u mężczyzn były modne już w starożytnym Egipcie, a w Europie Zachodniej w latach 60. XX w. upowszechnili je jazzmani Dizzy Gillespie i Charlie Parker. Dumnymi posiadaczami kozich bród są m.in. aktorzy komediowi Bill Bailey i Billy Connolly. Ten ostatni farbuje ją nawet regularnie na jaskrawe kolory. Kozia bródka od lat jest też wizytówką walijskiego piosenkarza Toma Jonesa, a także osobistego lekarza Elżbiety II dr. Timothy Evansa. W przeszłości książę Filip dał się poznać z licznych gaf. W 1986 r. np. wizytując brytyjskich studentów w Chinach powiedział im, że jeśli będą mieszkać tam długo, to "zrobią się im skośne oczy". Studentowi, który przemierzał pieszo połacie Papui Nowej Gwinei, pogratulował sukcesu polegającego na tym, że "udało mu się nie zostać zjedzonym (przez ludożerców)", a o piosenkarzu Adamie Faith powiedział, że jego śpiew kojarzy mu się z odgłosem popłuczyn po kąpieli, wpadających do rury odpływowej.