Mężczyzna przychodził czasem nawet na cztery pogrzeby w tygodniu i, najadłszy się, pakował po kryjomu dodatkowe zapasy jedzenia do plastikowych pojemników. Zdesperowany szef domu pogrzebowego przyznał wprawdzie, że bywalec pogrzebów zachowywał się cicho, grzecznie i składał kondolencje, tak jak inni uczestnicy uroczystości, jednak jego fotografię przekazano lokalnej prasie, by pozbyć się intruza, którego zaczęto nazywać "mrocznym żarłokiem". Przyłapany na gorącym uczynku i poinstruowany, że nie może zabierać jedzenia do domu "mroczny żarłok" przestał uczęszczać na pogrzeby.