W pionowych głazach, na których spoczywają poziome kamienie, wydrążono trzymetrowej długości otwory. By zapobiec pęknięciom jakie pojawiały się na powierzchni wprowadzono w nie stalowe pręty, a następnie zalano betonem. Robert Phillips był jednym z ekspertów biorących udział w pracach. Po ich zakończeniu zachował wydobyte w ten sposób pozostałości skały. Najpierw przetrzymywał je w kartonowym pojemniku w swoim domu w Anglii. Następnie zabrał ze sobą do Stanów Zjednoczonych, dokąd wyemigrował. Z okazji swych 90. urodzin Brytyjczyk postanowił zwrócić pamiątkę naukowcom, którzy opiekują się Stonehenge. Neolityczne głazy objęte są ścisłą ochroną. Nie wolno w nich drążyć otworów ani prowadzić żadnych inwazyjnych badań. Cylindryczny kawałek skały jest fascynującym przekrojem saracenów - tak nazywają się ważące 25 ton głazy. Uczeni mają nadzieję ustalić dokładny skład chemiczny kamienia. Następnie porównując wynik z dostępną bazą danych, będą mogli ustalić dokładnie skąd pochodzą. Do dziś okryte jest to tajemnicą.