Z przyczyn, których nie wyjaśnia, zamieszkał w terminalu nr 2 międzynarodowego lotniska im. Benito Juareza. Od 2 września żyje z tego, co dostanie z fast-foodów, i z datków od pasażerów. Sypia w fotelu. Początkowo budził lęk i władze lotniska prosiły japońską ambasadę o wyjaśnienie, dlaczego pan Nohara nie chce się wyprowadzić. Obecnie stał się czymś w rodzaju folkloru, często pokazuje go telewizja, a turyści przystają i robią sobie z nim zdjęcia. Nawet proszą o autograf. Rodowity tokijczyk przyleciał do Meksyku z wizą turystyczną i biletem powrotnym, ale... nie wystawił nosa poza lotnisko. W czwartek powiedział, że nic nie motywuje go do przedłużania pobytu na dworcu, ale jak długo tam zostanie - nie wie. - Nie rozumiem, dlaczego tu jestem - powiedział przez tłumacza wynajętego przez program telewizyjny. Ambasada nie może zmusić go do wyjazdu, a że pan Nohara ma ważną wizę, meksykańscy urzędnicy mogą tylko czekać na jej wygaśnięcie, co nastąpi w marcu. Od września Nohara zarósł, ubranie ma już bardzo wymięte. - To spokojny człowiek - mówi pracownica lotniska Silvia Navarrete. - Po prostu siedzi i je cały dzień. Lotniskowe fast-foody dają mu za darmo przekąski i napoje, pasażerowie kupują a to hamburgera, a to porcję makaronu. Nohara woli makaron. Siedzi z tłumaczem, rozmawia i śmieje się całymi godzinami, przy małym stoliku zastawionym kubkami z wystygłą kawą, opakowaniami ketchupu i zawiniętymi w folię kanapkami. Twierdzi, że nie inspirował się filmem "Terminal" z Tomem Hanksem, grającym przybysza z Europy Wschodniej, który utknął na lotnisku w Nowym Jorku. Ale widzi podobieństwa. "Moje życie - żartuje - to Terminal nr 2".