Centralne Biuro Rzeczy Znalezionych Deutsche Bahn (CBRZ) zajmuje powierzchnię 1400 metrów kwadratowych na trzech piętrach. Kierownik Biura Udo Feld i 14 pracowników mają jak zawsze pełne ręce roboty. W końcu co miesiąc ląduje tam ponad 6000 przedmiotów pozostawionych w pociągach. Są wśród nich nie tylko niezliczone ilości kurtek, płaszczy, czapek, swetrów, lecz również instrumenty muzyczne, takie jak bębny, gitary, flety, puzony czy skrzypce. - Właściwie można by tym wyposażyć całe orkiestry - mówi Udo Feld. Czasem pracownicy cieszą się, gdy niektóre przedmioty trafiają do nich bez zawartości - klatki dla ptaków czy boksy do przewozu psów. Licytacja po 70 dniach składowania Wszystkie znalezione przedmioty przechowuje się w biurze w Wuppertalu przez 70 dni. W tym czasie Udo Feld i jego pracownicy wykonują istną robotę detektywistyczną, szukając właścicieli piętrzących się na parterze 3500 walizek, plecaków i toreb albo 1500 telefonów komórkowych... Miesięcznie. Jeśli chodzi o laptopy, dzięki drobiazgowym poszukiwaniom, prawie 90 procent wraca do właścicieli. Nie każdy zgłasza zgubę - Tu na przykład mamy prawie kompletne wyposażenie torby golfowej z sześcioma kijami golfowymi - mówi Feld. - Niestety nikt nie zgłosił utraty tego sprzętu. Nikt nie zgłasza się też po nowy bawarski strój ludowy dla dziecka - dodaje. Feld nie sądzi, że ludziom nie zależy na zgubionych czy zapomnianych w pociągu przedmiotach. - Raczej wydaje mi się, że nie wierzą w uczciwość znalazców - dodaje. Nie wszystko idzie pod młotek Po 70 dniach rzeczy nieodebrane przez właścicieli trafiają na licytację. Taki los czeka m.in. deskorolki, deski do surfingu, hulajnogi, słuchawki, kamery, aparaty do golenia, zegarki, skrzynki z narzędziami, a nawet namioty. Słowem wszystko, co ludzie przewożą pociągami. W przypadku walizek zwraca się szczególną uwagę na to, żeby pod młotek Waltera Schreinera nie trafiły: brudna bielizna, narkotyki, broń albo zepsuty sprzęt. Walter Schreiner od ponad 10 lat należy do zespołu Udo Felda. Jak można zapomnieć zębów albo implantów piersi? Pomimo długiego stażu pracy kierownik Biura DB nie może się nadziwić, "jak ludzie mogą być tak bardzo zapominalscy". - Jak to możliwe, że opuszczają wagon restauracyjny i nie zauważają, że zostawili tam sztuczne szczęki? - pyta. - Ale przynosi się do nas i inne osobliwe przedmioty, jak na przykład implanty piersi w oryginalnym opakowaniu. Prawdopodobnie wyprodukowane we Francji. Choć tych i tak już nikt nie chce. Te nie pójdą pod młotek, to jasne - dodaje. d.radio.de / Iwona D. Metzner red. odp.: Katarzyna Domagała, Redakcja Polska Deutsche Welle