54-letni Manuel Quiros dorabia sobie w niedzielę na targach meksykańskich przyjmując zakłady od wątpiących w to, że na jedno posiedzenie jest w stanie zjeść więcej niż 15 strączków najostrzejszej papryki "habanero". Zazwyczaj Meksykanie, jak pisze korespondent, dodają do potraw niewielką ilość tej papryki. Wyjaśnia, że kiedy palcami splamionymi sokiem papryki "habanero" dotknie się twarzy, to na skórze pojawiają się czerwone ślady jak od oparzenia. Ślady te mogą utrzymać się przez kilka dni. Po zebraniu pieniędzy od sceptyków meksykański taksówkarz pokazuje czasem - już gratis - jeszcze jedną sztuczkę, od której cierpną obeznani z działaniem papryczki tubylcy, nie mówiąc o obcokrajowcach. Manuel wyciska sok z dwóch papryczek i wkrapia go sobie do oka, po czym obserwuje wstrząśniętych jego czynem świadków, a wzrok ma jasny. Taksówkarz mówi, że te umiejętności wykrył u siebie już w dzieciństwie i od 10. roku życia zarabiał w ten sposób pieniądze. Największą sumę za swe pokazy - 2.000 dolarów - dostał w telewizji, która, jak mówi, wielokrotnie powtarzała program z jego udziałem. Choć za niedzielne pokazy na targach zarabia więcej niż w ciągu tygodnia prowadzenia taksówki, nie zamierz porzucać pracy. Uważa ją za poważne zajęcie w odróżnieniu od, jak mówi, "niepoważnego" jedzenia papryki. Niemniej poszukuje organizatorów konkursu jedzenia ostrych papryczek, który, w co nie wątpi, pozwoliłby mu ustanowić światowy rekord i wpisać go do księgi Guinnessa.