Świadkowie zeznawali, że w budynku padły strzały. Obyło się bez ofiar. Z początku podawano, że zakładników było pięciu, lecz później osoby, wobec których przypuszczano, że są w budynku poczty, odnalazły się na zewnątrz. Napastnik nie wysunął żadnych żądań; poprosił jedynie o pizzę - powiedział rzecznik amerykańskiej inspekcji pocztowej, Pete Rendina. Władze na miejsce wysłały oddział szturmowy i pirotechników. Funkcjonariusze na miejscu zdarzenia powiedzieli lokalnej prasie, że napastnik ma przymocowane do klatki piersiowej ponad dwa kilogramy wybuchowego plastiku, jednak nie potwierdzono tej informacji. Podano ponadto, że w zaparkowanym pod pocztą samochodzie napastnika znaleziono granaty. Policjanci odcięli kordonem trzy kwartały centrum miejscowości. Ulice tego dnia pełne były ludzi robiących świąteczne zakupy. Późnym popołudniem władze zmusiły podejrzanego do zwolnienia zakładników i nakazały mu wyjście z urzędu pocztowego z rękami w górze. Wkrótce po tym cztery osoby opuściły budynek, wśród nich mężczyzna na wózku inwalidzkim. Rodziny zakładników podały, że ich bliscy przetrzymywani na poczcie, mogli się z nimi kontaktować za pośrednictwem telefonów komórkowych.