W wigilijny wieczór przed "Domem Samarytanian", w którym mieszka około 300 osób, zaparkował samochód terenowy. Wysiadł z niego brodaty mężczyzna w średnim wieku. Wyciągnął z kieszeni rolkę studolarówek i zaczął je rozdawać mieszkańcom przytułku. - To było tak, jakbym zobaczył św. Mikołaja i Boga w jednej osobie - opowiadał jeden z pensjonariuszy ośrodka. O bezimiennym darczyńcy wiadomo jedynie, że mieszka w Denver i że rozdał pieniądze także w przytułku w Los Angeles.