Paul Templer urodził się w Afryce. Zanim zaangażował się w organizowanie wycieczek, wiele podróżował, służył w brytyjskiej armii i brał udział w ekstremalnych wyprawach do najodleglejszych i niezbadanych zakątków świata. Do tragicznego wypadku doszło w 1996 roku na rzece Zambezi, w jej środkowym biegu - w pobliżu Wodospadów Wiktorii.Tamtego dnia w wycieczce brało udział czterech przewodników oraz turyści. Wszyscy byli w kajakach. Templera zaskoczył odgłos, który dobiegł z tyłu. Gdy się odwrócił, zobaczył, że jedna z łódek z turystami w środku unosi się na grzbiecie hipopotama, a przewodnik wpadł do wody. Paul zdążył tylko skierować uczestników wyprawy na pobliskie skały, a sam pospieszył na ratunek. Nie zdążył, jak wspomina, złapać ręki kolegi, ponieważ "nagle pochłonęła go ciemność". "To tak, jakbyś stracił wzrok i słuch" - czytamy we wspomnieniach na stronie "The Guardian". "Zdałem sobie sprawę, że moje nogi wciąż znajdują się w wodzie, ale druga połowa ciała jest prawie sucha. Wydawało mi się wtedy, że utknąłem w czymś oślizgłym" - dodaje. "Zapach był straszny, jak siarkowy odór zgniłych jaj" - wspomina."Moje ramiona były unieruchomione, ale zdołałem uwolnić jedną rękę. Okazało się, że jestem pod wodą, uwięziony do połowy w paszczy hipopotama" - opowiada.Hipopotamy to ogromne ssaki - dorosły osobnik waży średnio około 1500 kg. Są doskonałymi sprinterami i świetnymi pływakami. Potrafią wytrzymać 4-6 minut pod wodą bez wypływania na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. Templer przekonał się o tym 17 lat temu. Po chwili szamotaniny podróżnikowi udało się uwolnić, ale zwierzę zaatakowało ponownie. Zdaniem Templera takie zachowanie, czyli powtórzenie ataku, jest u tych zwierząt niespotykane.27-latkowi od razu udzielono pierwszej pomocy. "Lekarze powiedzieli mi, że mogę stracić obie ręce i część nogi" - opowiada. Z kilkudziesięcioma ranami trafił do szpitala. W wyniku wypadku na Zambezi stracił lewą rękę. EKM