Joker - oddając mu oczywiście to, co jego - jest jednak jedną z mniej, jak to teraz mówi młodzież, pojechanych postaci. Wiadomo, napsuł Batmanowi wiele krwi, w filmowej wersji z Jackiem Nicholsonem zabił mu nawet rodziców (w kanonicznej jednak biografii Batmana był to mały rzezimieszek o nazwisku Joe Chill), ma zielone włosy, białą cerę, wargi karminowe, szeroki i operetkowy uśmiech wariata i ogólnie wygląda, jak wychudzony, upiorny klaun, nie tyle król, co artysta zbrodni w Gotham. Świetnie, jak wiadomo, zagrał go Nicholson, my jednak polecamy Jokera granego przez kubańskiego lowelasa Cesara Romero. Był obłędny. Spod makijażu wyzierały mu nawet zamalowane białą tapetą latino wąsiki. Można by rozpisywać się tutaj teraz o perkatym Pingwinie rozstrzeliwującym swoich wrogów z parasolki, o Dwóch Twarzach (Two-Face), Riddlerze czy Poison Ivy, ale są to postacie znane i niewiele nowego można się o nich dowiedzieć. Wybierzmy się jednak głęboko w otchłań ciemnego i zasnutego mgłą, wyziewami i smogiem Gotham, tam, gdzie kryją się prawdziwe, choć mniej popularne freaki. Co powiecie na przykład na przykład o Maxie Zeusie, szarym nauczycielu historii, który stał się szefem gothamskiej mafii? Maxie Zeus wierzy, że jest, owszem, antycznym bogiem Zeusem. Tak, nosi sandały i grecką bródkę, ubiera się w tunikę, a jego wieżowiec w centrum Gotham posiada - a jakże - pseudohelleńskie, bardzo zabawne wstawki. Maxie Zeus, podczas olimpiady w Los Angeles w 1984 roku porwał kilku sportowców po to, by stworzyć "Nowych Olimpijczyków" - coś pomiędzy gangiem a ekskluzywną grupą nadludzi na kształt antycznych herosów, co to w zdrowych ciałach zdrowy mają duch. Całe szczęście, że Związek Radziecki zakazał wtedy socjalistycznym reprezentacjom olimpijskim, w tym polskiej, udziału w turnieju (była to gensecka zemsta za bojkot moskiewskiej olimpiady przez USA w 1980 roku), bo nie wiadomo, czy by i naszych zuchów-sportowców zły Zeus nie uprowadził. Ktoś pewnie powie teraz: jak to "całe szczęście", jakie szczęście, gdzie szczęście, kiedy w latach osiemdziesiątych w Polsce głęboka komuna, szarzyzna i ogólnie mało ciekawie, a tam - Gotham, Stany Zjednoczone, wolny i wielki świat, praca w Ameryce, co z tego, że na czarno, jeśli dobrze płatna! Ale jednak nie, bo Zeus, razem z Olimpijczykami skończyli, po zderzeniu z mrocznym i posępnym nietoperzem w słynnej gothamskiej klinice psychiatrycznej w Arkham. Klinice, w której każdy superłotr znajdzie wcześniej czy później przytułek (wylądował tam w pewnym momencie nawet Batman). Zamiast więc zmagać się z reakcyjnymi reprezentacjami i złym Maxie'm Zeusem sportowcy z RWPG próbowali się na zawodach Przyjaźń-84. Byli tam, między innymi, dziarscy i umięśnieni hermafrodyci z NRD. Wspominamy o nich, bo mamy żal, że ci nasi bracia w socjalizmie nie zostali superbohaterami któregoś z amerykańskich komiksów. W obcisłych dresach z lat osiemdziesiątych byli przecież wypisz-wymaluj, brakowało im tylko kolorowych majtek na spodniach i peleryn, ale ileż to roboty. Jeszcze ciekawiej się robi, kiedy poinformujemy, że od czasu do czasu Batmanowi zmagać się przychodzi z Man-Batem. Tak, nietoperz na nietoperza.