Przyjeżdżają tutaj, by poznać, poderwać i przespać się z młodymi lokalnymi chłopcami. Dyskoteki są pełne dojrzałych pań tańczących z wysokimi, świetnie zbudowanymi dwudziestolatkami. Kobiety bronią się, że to, co robią - to nie prostytucja. - Oboje dostajemy to, co chcemy - mówi agencji Reutera jedna z "seks-turystek", 64-letnia Angielka, popijając "dawę" - kenijskiego drinka z miodu, limonek i wódki. - Nie widzę w tym niczego złego. Stawiam mu obiad, kupuję ładną koszulę i bawię się. On nie musi za nic płacić. Dopóki oboje dobrze się bawimy - co w tym wszystkim złego? Czym to się różni od sytuacji, w której facet stawia kolację młodej dziewczynie? - Pyta inna Angielka, 56-latka. Kenijczycy nie bardzo wiedzą w jakich kategoriach traktować tą tendencję. - Na pewno nie jest to złe - powiedział agencji Reutera Jake Grrieves-Cook, przewodniczący Kenijskiej Rady Turystyki - ale na pewno nie jest to coś, na co patrzymy przychylnie. - To jest żerowanie na ludzkiej biedzie - zgadzają się na ogółe właściciele i pracownicy plażowych barów - ale nie jest to nielegalne. Co najwyżej - naganne. - Dodają.