Wałęsającego się, dzikiego i wyraźnie chorego kota w Kancelarii Premiera znaleźli współpracownicy . Jednak nikt nie wiedział, jak pomóc zwierzęciu. - Zaczęliśmy szukać organizacji pozarządowych, które zajmują się bezpłatną pomocą dla poszkodowanych i chorych zwierząt. Wybór padł na "Straż dla Zwierząt", której siedziba znajduje się nieopodal rządowych gmachów - tłumaczy Beata Skorek z Centrum Informacyjnego Rządu. Wezwana straż odłowiła kota i zawiozła do siedziby Straży, gdzie przez dwa tygodnie poddawano zwierzaka leczeniu. Po sterylizacji i rekonwalescencji kot został wypuszczony na wolność, ponieważ był dziki i nie nadawał się do adopcji. Przy okazji pobytu na terenie KPRM funkcjonariusze Straży dla Zwierząt poprosili Kancelarię Premiera o wsparcie finansowe ich organizacji. - Na początku czerwca otrzymaliśmy pismo, w którym poinformowano nas, że premier Tusk zdecydował się wesprzeć naszą działalność - mówi Zbigniew Gruda, rzecznik Straży Dla Zwierząt. I zapewnia, że dzięki pieniądzom udało się już kupić nowe kontenery do przewozu zwierząt. Przedstawiciele Centrum Informacyjnego Rządu przyznają, że dotowanie organizacji pozarządowych nie jest stałą praktyką, tym razem jednak sytuacja miała charakter nadzwyczajny. - Dotacja miała charakter wyjątkowy, podobnie jak sytuacja poprzedzająca jej przyznanie - wyjaśnia Beata Skorek. Mimo gestu Donalda Tuska, nadal za najbardziej życzliwego kotom premiera w historii Polski uchodzi Jarosław Kaczyński. Kilka lat temu zasłynął on z tego, że uratował biednego, czarnego kota, którego nazwał Murzyn i trzymał w siedzibie PiS. Niestety, po jakimś czasie zwierzę wypadło z okna i zginęło. Plotka partyjna głosiła, że wypadek spowodował Przemysław Gosiewski, jednak sam Kaczyński publicznie dementował te informacje.