Kandydatka na republikańską panią wiceprezydent - która sama siebie zwie uszminkowanym pitbullem (choć senator Obama wspominał niedawno o innym uszminkowanym zwierzęciu) -opowiada, że zawdzięcza swoją pozycję gubernatora Alaski modłom pewnego kaznodziei - Thomasa Muthee. Rzecz cała w tym, że kaznodzieja Muthee okazał się znanym w Kenii "młotem na czarownice". "Młot na czarownice" Muthee rozpoczął swą posługę bożą - jak czytamy w artykule "Timesonline.com" - jako inicjator "polowania" na pewną kenijską kobietę, która miała powodować "demonicznymi zaklęciami" wypadki samochodowe. Sarah Palin nie mogła nachwalić się pastora Muthee. Jak opowiada - położył na jej głowie dłonie i szeptał: - Panie, utoruj jej drogę, Panie, utoruj jej drogę. To właśnie dzięki niemu - jak twierdzi - Bóg pozwolił jej zostać gubernatorem Alaski. Taka historia. Jakie to ma znaczenie i wpływ na cokolwiek? Absolutnie żaden. Pozwala jedynie stwierdzić, w jak gęstych oparach absurdu toczy się obecna kampania prezydencka w najsilniejszym kraju na świecie.