Żołnierz miał 21 lat. Zginął we wrześniu ubiegłego roku. Rodzina nie mogła otrząsnąć się po stracie syna i brata. Matka szeregowego Prossera, Sarah Adams, wraz z drugim synem i córką wrzucili butelkę do Atlantyku w styczniu, gdy byli na Barbadosie. Bardzo osobiste i wzruszające listy, które miały być ostatecznym pożegnaniem z żołnierzem, włożyli w butelkę po jego ulubionym trunku. Wyłowił ją ratownik Doug Kirchoff. - To jest wręcz niewiarygodne. On i my walczyliśmy z różnymi tragediami. On na wojnie, a my toczymy bitwę z plamą ropy - mówi Kirchoff. Według wstępnych wyliczeń butelka przepłynęła prawie 2 tys. km. Ratownicy skontaktowali się z matką poległego żołnierza. Wszyscy członkowie ekipy podpisali się na koszulce, którą wysłali do niej.