Przydrożna kamera zarejestrowała jego samochód, jadący rzekomo z prędkością 100 mil na godzinę. To jednak było - zdaniem kierowcy - niemożliwe. Wysłużona honda miała bowiem kilka lat i bardzo dużo mil na liczniku. Niewiele myśląc, Brytyjczyk wynajął tor wyścigowy i autoryzowanego specjalistę. Prowadząc na torze samochód, dokonał koniecznych pomiarów, które potwierdziły kategorycznie, że pojazd-staruszek mógłby tylko marzyć o osiągnięciu szybkości, wzmiankowanej w mandacie. W efekcie policja umorzyła sprawę.