Każdego roku przed kościołem św. Marii Magdaleny w Sandringham w hrabstwie Norfolk we wschodniej Anglii, gdzie rodzina królewska spędza święta, gromadzi się tłum turystów i gapiów, by skorzystać z okazji i zrobić jej zdjęcie bez pytania o zgodę. Wprawdzie przed kościołem umieszczone są znaki zabraniające fotografowania, ale zakaz nie był dotąd egzekwowany w czasie świąt. Rodzina królewska akceptowała to, że się ją fotografuje z miejsca ogólnie dostępnego dla publiczności. Niewielką odległość między pałacem a anglikańskim kościołem członkowie rodziny królewskiej na ogół przemierzają pieszo, co daje okazję wielokrotnego ich obfotografowania przy wejściu i wyjściu. Tym razem jednak nie udało się zrobić prawie żadnych zdjęć, policja prewencyjnie skonfiskowała aparaty fotograficzne i komórkowe, oddając je dopiero po zakończeniu kościelnego nabożeństwa z udziałem członków rodziny królewskiej. Kilka tygodni temu Pałac Buckingham (dwór Elżbiety II) i Clarence House (siedziba następcy tronu księcia Walii Karola) ostrzegły gazety, iż nie zawahają się przed wystąpieniem wobec nich na drogę prawną, jeśli zamieszczą "inwazyjne" zdjęcia rodziny królewskiej w "prywatnych sytuacjach". Działacz lobby dbającego o interesy podatników (TaxPayers' Alliance) Matthew Sinclair w wypowiedzi dla prasy zarzucił policji, że traktuje wszystkich jak potencjalnych paparazzi. Przedstawiciel antymonarchistycznej grupy The Republic, Graham Smith, wskazał, iż rolą policji nie jest ochrona prywatności rodziny królewskiej, lecz jej osobistego bezpieczeństwa. Dodał, że rodzina królewska musi się liczyć z tym, że ludzie będą ją fotografować, i wyraził nadzieję, że niedzielny incydent jest odosobnionym przypadkiem. W ubiegłym roku dworowi królewskiemu nie spodobało się zdjęcie księcia Edwarda - najmłodszego syna Elżbiety II, którego sfotografowano w pozycji sugerującej, że chce zdzielić kijem psa myśliwskiego. Zdjęcie przysporzyło mu wiele negatywnego rozgłosu.