Jak poinformowało UPI, byli kelnerzy restauracji Lilly's on the Lake w miejscowości Clermont na Florydzie powiedzieli, że w piątek otrzymali SMS-y z informacją o zwolnieniu. W wiadomości było napisane: "Witajcie, jak wiecie restauracja przechodzi zmiany i zmierza w nowym kierunku, dlatego zdecydowaliśmy, by unowocześniać się bez was. Doceniamy możliwość wspólnej pracy i trud, jaki włożyliście w wykonywanie obowiązków. Nie krępujcie się zgłaszać po referencje. Niestety, nie byliśmy w stanie zadzwonić i porozmawiać z każdym z Was, ale mamy nadzieję, że zrozumiecie podjętą przez nas decyzję. Życzymy Wam wszystkiego dobrego w przyszłości. Manager Zespołu". "Byłam rozdarta, mam do opłacenia czynsz i dwójkę dzieci na utrzymaniu" - powiedziała jedna ze zwolnionych kelnerek, Elisabeth Peters. "Myślę, że to pomyłka. To nieprofesjonalne. Jeśli ktoś zamierza cię zwolnić, to dzwoni do ciebie i informuje cię, co zrobiłeś źle. Ja nie wiem, co mogłam zrobić nie tak" - dodała. Elisabeth Peters pracowała w restauracji od chwili jej otwarcia w lato. Brad Barret przejął kierowanie restauracją w zeszłym tygodniu i został oskarżony o zmianę renomy restauracji. Klienci narzekali na zimne jedzenie i niemiłą obsługę. Barret bronił swojej decyzji zwolnienia pracowników: "Chodzi o to, że mieliśmy nadmiar pracowników. Staraliśmy się rozwiązać to jak najlepiej, dlatego pozwoliliśmy im odejść. Zrobili scenę i musieliśmy ich prosić, żeby się zwolnili. Oni inaczej by nie odeszli, groziliby przemocą, dlatego zdecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem jest wysłanie do reszty personelu wiadomości SMS. Zrobiliśmy to, żeby zapobiec kolejnym sprzeczkom i kłótniom w restauracji przed klientami". Dalej manager tłumaczył: "Staraliśmy się wybrać najlepsze rozwiązanie. Tych 13 pracowników to ci, którzy ciągle robili sceny przed klientami. Zrobiliśmy to dla dobra biznesu, klientów i innych pracowników. Jedna z pracownik powiedziała, że nie ma benzyny, więc dlaczego mielibyśmy kazać jej przyjeżdżać do restauracji tylko po to, żeby za chwilę odesłać ją do domu? Staraliśmy się zrobić to, co najlepsze. Dzwoniliśmy do nich, ale nie odbierali telefonów, dlatego musieliśmy wysłać im SMS-y".