"Nie pokładajmy zbyt dużej wiary w rozejm". Wojna wciąż czai się za rogiem
- Nie pokładajmy zbyt dużej wiary w ten rozejm. Ogłosił go prezydent Trump, który działa impulsywnie. Są w tym konflikcie uczestnicy, którzy będą parli do dalszej konfrontacji - przestrzega w rozmowie z Interią prof. Robert Czulda, ekspert od polityki bliskowschodniej z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego i Uniwersytetu Łódzkiego.

W skrócie
- Ekspert podkreśla, że rozejm między Iranem a Izraelem jest kruchy i może zostać łatwo zerwany przez ekstremistyczne środowiska po obu stronach.
- Atak Iranu na amerykańską bazę wojskową w Katarze miał charakter głównie symboliczny i stanowił wybieg pozwalający wszystkim stronom konfliktu ogłosić "sukces", co było warunkiem zawarcia rozejmu.
- Relacje Stanów Zjednoczonych z Iranem i Izraelem są złożone, a bieżące zawieszenie broni może być jedynie chwilową przerwą w długotrwałym sporze na Bliskim Wschodzie.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Łukasz Rogojsz, Interia: W ciągu zaledwie kilkunastu godzin wojna izraelsko-irańska zaliczyła dwa ostre zwroty akcji. Najpierw irański atak rakietowy na amerykańską bazę w Katarze, a potem ogłoszenie rozejmu. Te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane?
Dr hab. Robert Czulda, prof. Uniwersytetu Łódzkiego: - Jedno wynika z drugiego. Irańskie uderzenie było odpowiedzią na wcześniejszy atak Stanów Zjednoczonych na ich instalacje jądrowe. Z perspektywy Iranu rachunki zostały wyrównane i można przystąpić do kolejnego kroku, a więc deeskalacji, z pozycji siły. Co do samego rozejmu to byłbym ostrożny, bowiem padają różne słowa. Pojawiają się również doniesienia o jego naruszeniu.
- Jeśli chodzi natomiast o irański atak na Katar, to Iran przez wiele lat wielokrotnie ostrzegał, że jeśli zostanie zaatakowany, to odpowie uderzeniem rakietowym na amerykańskie cele w regionie, a więc na bazy w państwach arabskich. Kilka razy podobne groźby kierowano w przeszłości także wobec Turcji. To, że Iran odpowie, też nie było zaskoczeniem, bowiem było to konieczne, żeby pokazać swoją siłę i gotowość do konfrontacji ze znienawidzonymi Stanami Zjednoczonymi.
Odpowiedź Iranu była czysto symboliczna. Zero zniszczeń, zero zabitych, zero rannych. Amerykanie i Katarczycy zostali nawet uprzedzeni przez Irańczyków o planowanym ataku.
- Skala tego ataku nie zaskakuje, bowiem w podobny sposób Iran uderzył na Amerykanów w irackiej bazie Al Asad w 2020 roku. Wówczas również wystrzelono pociski rakietowe, ale wcześniej ostrzeżono wojska amerykańskie, by nie doprowadzić do strat. Ten sposób działania powtórzono teraz. Dzięki temu obie strony, czyli Amerykanie oraz Irańczycy, mogą ogłosić, że są w tej sytuacji stroną zwycięską.
Wróćmy do rozejmu między Izraelem i Iranem, który Donald Trump ogłosił światu. Po 24 godzinach ma on oficjalnie zakończyć tzw. wojnę 12-dniową. Od rozejmu do trwałego pokoju - jak dobrze wiemy - droga jednak daleka.
- Państwo, które jest stroną konfliktu ogłasza rozejm pomiędzy dwoma innymi państwami, z których jedno (Iran) nie uznaje istnienia tego drugiego (Izrael). Pokazuje to, jak bardzo skomplikowana jest sytuacja na Bliskim Wschodzie. Do pokoju daleko, bowiem pozostają strukturalne różnice. Nic nie wskazuje na to, by Iran miał zrezygnować z programu wzbogacania uranu, a także, by nagle wycofał się z polityki, którą prowadzi od czterdziestu lat, a więc polityki wrogości wobec Izraela. Z kolei Izrael potrzebuje wroga. Iran to doskonały kandydat.

Ten rozejm jest fikcją?
- Można mieć powody do ostrożnego optymizmu. Amerykanie ogłosili zwycięstwo, podobnie jak Iran. Państwom w regionie zależy na stabilizacji i pokoju, bowiem tylko taka sytuacja da im rozwój gospodarczy. Widać to bardzo wyraźnie na przykład w polityce Arabii Saudyjskiej, która dzięki mediacjom najpierw Omanu, a potem Chin w ostatnich latach zakończyła okres wrogości z Iranem. Trwający kryzys źle wpływałby na atmosferę inwestycyjną, a także na turystykę, która dla takich państw jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar czy Jordania jest istotna.
- Pytaniem otwartym jest natomiast, jak zachowają się ekstremiści, których po wszystkich stronach nie brakuje. W Izraelu to obecna ekipa premiera Binjamina Netanjahu, w której nie brak naprawdę nieciekawych ludzi. Mogą mieć pokusę, by nadal atakować Iran. Z kolei w Iranie to chociażby Korpus Strażników Rewolucji.
Co z Trumpem i jego administracją? Dla nich ten rozejm jest satysfakcjonujący? Swoje zdanie co do amerykańskich celów w tej wojnie zmieniła w ostatnich dniach wielokrotnie. Ostatnia wersja mówiła nawet o obaleniu reżimu ajatollahów w Iranie.
- Biorąc pod uwagę wypowiedzi Trumpa po amerykańskim ataku na Iran oraz po irańskim uderzeniu na Katar można przyjąć, że jest zadowolony. W jego narracji Stany Zjednoczone zniszczyły to, co chciały, a w irańskiej odpowiedzi nie było strat. Trump ogłosił nawet, że irański atak był z nimi konsultowany, z kolei pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Iranem rozpoczęło się zawieszenie broni. Sugeruje to, że wymianę ciosów mamy na ten moment zakończoną. Teraz piłka po stronie Izraela, który będzie próbował dalej atakować Iran.
Nie pokładajmy zbyt dużej wiary w ten rozejm. (...) Do pokoju daleko, bowiem pozostają strukturalne różnice
Na obaleniu reżimu Alego Chameneiego na pewno zależało (i zależy?) premierowi Netanjahu. Nigdy się z tym nie krył. Rozejm to z jego strony duże ustępstwo?
- Tak jak wspomniałem wcześniej, nie pokładajmy zbyt dużej wiary w ten rozejm. Ogłosił go prezydent Trump, który działa impulsywnie. Są w tym konflikcie uczestnicy, którzy będą parli do dalszej konfrontacji. Pozostaje mieć nadzieję, że wygra zdrowy rozsądek, a obu stronom zabraknie środków do dalszej walki - Izraelczykom amunicji lotniczej, a Irańczykom pocisków rakietowych zdolnych dosięgnąć Izrael. Jednak nawet i wówczas nie zakładałbym, że Izrael zaprzestanie tajnych działań, w tym zabijania irańskich naukowców.
Nie jest tajemnicą, dlaczego rząd Netanjahu od przeszło półtora roku kontynuuje wojnę z wrogami Izraela w regionie. Pokój oznacza problemy w polityce wewnętrznej i bolesne rozliczenia. To każe zadać pytanie, czy Izrael nie będzie sabotować rozejmu z Iranem.
- Izrael to państwo, które utrzymuje mobilizację społeczną poprzez stan wrogości: wszyscy nas nienawidzą, wszyscy chcą nas skrzywdzić. Dobrze to widać w kontekście programu wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski, który jedynie podsyca nienawiść i uczucie bycia otoczonym przez wrogów. Pamiętajmy, że mówimy o państwie, które nie ma nawet 10 mln mieszkańców i jest otoczone przez bardzo wrogi mu żywioł arabski. Do tego dochodzi również sprawa samego Netanjahu, który chce utrzymać władzę i który ma poważne problemy polityczne. Koniec kryzysu z Iranem ściągnie na niego wiele niewygodnych pytań: dlaczego wciąż nie uwolniono izraelskich zakładników z rąk Hamasu, jaka jest strategia wyjścia z konfliktu w Strefie Gazy, dlaczego Iran zadał Izraelowi względnie duże straty?
Jaki jest bilans tej wojny? Izrael chciał obalić reżim Chameneiego, Stany Zjednoczone - mieć pewność, że program jądrowy Iranu nie będzie zagrożeniem dla regionu i dla świata. Izrael celu nie osiągnął, a Stany Zjednoczone?
- Również nie. Oba cele są dalekie od realizacji. Jeśli chodzi o program jądrowy Iranu, to Irańczycy prowadzą go od kilku dekad. I mówimy przede wszystkim o programie cywilnym, mocno wspieranym przez Rosję, czego najlepszym dowodem jest irańsko-rosyjska elektrownia atomowa w Buszehr. Program wojskowy, którego celem miałoby być stworzenie bomby atomowej, budzi wiele wątpliwości i jest tu wiele różnych wersji w zależności od tego, kto się na ten temat wypowiada i jaki ma w tym interes. Sam amerykański wywiad, wbrew stanowisku prezydenta Trumpa, informował niedawno, że Iran nie jest na drodze do pozyskania broni jądrowej. Podobnie uważa Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA). Niezależnie od tego, szanse na to, że izraelskie i amerykańskie ataki zniszczyły irański program jądrowy są mocno wątpliwe.
Wprost napisał to 23 czerwca na Twitterze/X Ali Szamchani, doradca ajatollaha Alego Chameneiego. W jego ocenie, nawet całkowite zniszczenie obiektów nuklearnych nie oznaczałoby końca programu. Podkreślił też, że "materiały wzbogacone (uranem) pozostają nietknięte".
- To bardzo ważna informacja. Możemy zakładać, że przygotowując się do izraelskiego natarcia Iran przeniósł swoich ekspertów, dokumentację i przynajmniej część materiałów w inne miejsca. Jeszcze niedawno analitycy podkreślali, że kampania wojskowa przeciwko Iranowi musiałaby być bardzo intensywna i trwać wiele tygodni, żeby w pełni zniszczyć irański program jądrowy. Tymczasem mamy jedno amerykańskie uderzenie i kilka uderzeń izraelskich. To zbyt mało, żeby złamać Iran. Tym bardziej, że szczególnie uderzenie Amerykanów zdaje się mieć wątpliwe rezultaty.
Program jądrowy przetrwał, ale czy pomny doświadczeń ostatnich dni Iran będzie miał odwagę wrócić do prac w takiej skali jak dotychczas? Izrael wydaje się tylko na to czekać, bo pozwoliłoby to rządowi Netanjahu wrócić na wojenną ścieżkę.
- Wzbogacony uran nie został zniszczony, choć w jakimś zakresie irański program jądrowy ucierpiał. Iran nie zrezygnuje z programu jądrowego, ale może on przyjąć różne formy. Może to być czysto cywilny program pod pełnym nadzorem Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) albo też program tajny, poza inspekcjami, którym podlega każde państwo będące stroną traktatu NPT (a więc chociażby także Polska). Iran zapowiedział właśnie wstrzymanie współpracy z MAEA, co jest ruchem niepokojącym, ale może to być element negocjacji.
Amerykanie musieli o tym wiedzieć. W końcu ostatnie kilka dni to nieustanne rozmowy dyplomatów obu stron.
- Dla Amerykanów punktem wyjścia jest sytuacja, w której Iran nie pozyskuje broni jądrowej. Ta wizja niepokoi jednak nie tylko Amerykanów, ale praktycznie wszystkie państwa regionu, z Arabią Saudyjską na czele. Jeśli Irańczycy zadeklarują, że nie będą wzbogacać uranu powyżej poziomu, który jest potrzebny w celach pokojowych, to będzie punkt wyjścia do porozumienia. Tym bardziej, że prezydent Trump mógłby wówczas ogłosić, że osiągnął porozumienie, oddalił widmo wznowienia wojny i jest tym, który znów wygrał. Program cywilny pod kontrolą międzynarodową jest czymś, co Amerykanie powinni być gotowi przyjąć. Tym bardziej, że alternatywą jest wojna, a Stany Zjednoczone po klęskach w Iraku i Afganistanie jej po prostu nie chcą.

Może pewnego rodzaju alternatywą dla Iranu jest współpraca gospodarcza z Zachodem? Jeszcze do niedawna Teheran bardzo na nią liczył, pomostem między reżimem Chameneiego a Zachodem miał być nowo wybrany prezydent - Masud Pezeszkian.
- Iran liczył na to bardzo mocno, ale się nie udało. Wycofanie się Amerykanów z umowy jądrowej w czasach pierwszej prezydentury Trumpa to nie był jedyny powód. Europejskie firmy nie bardzo chciały inwestować w Iranie, który jest pogrążony w korupcji i niejasnych zależnościach. To państwo z silną pozycją wojska i bez praw autorskich, co utrudnia transfer technologii.
- Prezydent Pezeszkian należy do obozu, który chce nawiązać współpracę z Zachodem, co oczywiście nie jest w interesie Rosji. Rzecz w tym, że politycznie Pezeszkian jest bardzo słaby. Obserwując wydarzenia ostatnich miesięcy można uznać, że Iran nie ma prezydenta. Zupełnie inną osobą był jego poprzednik z tego samego obozu, a więc Hasan Rouhani, który miał charyzmę i uznanie. Również i jemu nie udało się osiągnąć trwałego, strukturalnego przełomu w relacjach z Zachodem.
- Pamiętajmy też, że w Iranie są bardzo silne środowiska antyzachodnie. Obecna sytuacja, a więc ataki bombowe i rakietowe, jedynie je wzmocnią. One nie chcą otwarcia na Zachód, bowiem wiele osób korzysta z obecnego niejasnego systemu gospodarczego. To również przyczyna ideologiczna, bowiem władze Republiki Islamskiej obawiają się otwarcia na zachodnią kulturę - liberalizm, świeckość i wolność to hasła, które stanowią zagrożenie. Najlepiej oddają to słowa najwyższego przywódcy Alego Chameneiego, który kilka lat temu powiedział, że Republika Islamska "nie boi się bomb, lecz mini-spódniczek".
Co z samym Iranem? Starcie z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi odebrało mu miano regionalnej potęgi? Iran jest dzisiaj na deskach?
- Na deskach Iran jeszcze nie jest, ale został bardzo mocno zepchnięty do narożnika. Pierwszym powodem takiej sytuacji był bezpośredni atak izraelski, który pokazał, że działania Iranu poniżej progu wojny i odstraszanie rywali siłami rakietowymi zakończyły się klęską. Drugim momentem, gdy sytuacja Iranu drastycznie się pogorszyła, był atak bombowy ze strony Stanów Zjednoczonych. Było to przełamanie pewnej granicy i pierwsza sytuacja, gdy Amerykanie bezpośrednio zbombardowali obiekty na terytorium Iranu. To eskalacja i podniesienie poprzeczki, jeśli chodzi o napięcie w relacjach dwustronnych, na skalę wcześniej niespotykaną. Irański atak na amerykańską bazę w Katarze miał na celu przywrócić równowagę i doprowadzić do deeskalacji. Obie strony, to jest Irańczycy i Amerykanie, wymienili "uprzejmości", a po kilku kolejnych godzinach ogłosili zawarcie rozejmu.
Izrael potrzebuje wroga. Iran to doskonały kandydat
Powiedział pan, że Iran "został bardzo mocno zepchnięty do narożnika". Reżim jednak przetrwał, a więc nadrzędny cel Teheranu został osiągnięty.
- To prawda, temu celowi jest podporządkowana cała irańska polityka. Zgodnie z oficjalnie głoszoną od dekad pragmatyką irańska władza może uczynić wszystko, aby przetrwać.
Jak przyjmą to Irańczycy, którzy miłością do reżimu Chameneiego bynajmniej nie pałają?
- W sferze narracyjnej władze irańskie będą mówić o pokonaniu Izraela i Amerykanach jako niebezpiecznym agresorze. Jednocześnie w sferze działań - jak sami to nazywają - wykazali się tzw. heroiczną elastycznością, podjęli negocjacje z Amerykanami i doprowadzili do rozejmu. Wszystko, byle Republika Islamska przetrwała. Tak zrobili przecież już kilka lat temu, kiedy z jednej strony mówili, że Amerykanom nie można ufać, a jednocześnie zawarli z nimi tzw. porozumienie jądrowe.
Ataki Izraela i Stanów Zjednoczonych wzmocniły Chamaneiego i jego obóz? Zadziałał "efekt flagi"?
- To żadna tajemnica, że istnieje tzw. teoria jednoczenia się wokół flagi. Wspólny wróg jednoczy naród wokół władzy. Stąd między innymi władze Republiki Islamskiej utrzymują mocną narrację antyizraelską, a przecież Iran nie ma z Izraelem żadnego sporu, w tym terytorialnego. Obecna sytuacja nie jest dobrym momentem na występowanie przeciwko władzy, bowiem ewentualnie krytycy władzy stawialiby się po stronie państw, które bombardują Iran. Większość Irańczyków, niezależnie czy kochają Republikę Islamską, czy nie, jest przeciwna temu, żeby ktokolwiek niszczył ich kraj.
Zobacz również:
- "Rażące naruszenie zawieszenia broni". Izrael oskarża Iran
- "Dzwońcie do Irańczyków. Łączcie mnie z Bibim". Kulisy rozmów pokojowych
- Oświadczenie premiera Izraela. "Osiągnęliśmy swój cel"
- Media: Iran się poddał. Ogromne osiągnięcia Izraela i USA
- Zawieszenie broni na Bliskim Wschodzie. Iran potwierdza rozejm
- Donald Trump ogłasza zawieszenie broni między Iranem a Izraelem