Kto z Iranem, a kto z Izraelem i USA? Pokazujemy sieć sojuszy
Izrael liczył na pomoc USA w starciu z Iranem i się nie przeliczył. Tymczasem sam Iran spogląda z nadzieją na Rosję i Pakistan, ale wydaje się bardziej odosobniony. Oto, jak wygląda sieć sojuszy Iranu i Izraela.

Po włączeniu się USA w konflikt na linii Izrael - Iran, świat czeka na reakcję. Odwet jest bardzo prawdopodobny, ale wciąż nie wiadomo, jak może wyglądać. Szef irańskiego MSZ udał się na rozmowy do Moskwy, ale to tylko jeden z elementów w skomplikowanej układance geopolitycznej.
- Irańczycy mogą zaatakować którąś z amerykańskich baz, tak jak było w 2020 roku. Pytanie teraz, czy będzie to prawdziwy atak, czy bardziej atak obliczony na użytek wewnętrzny. W tym sensie, by prezydent Donald Trump mógł machnąć na to ręką. Dlatego możliwy jest również odwet w kierunku Izraela. Tak, by Iran się nie rozpraszał. To stanowisko mocno teraz rezonuje - mówi Interii Marcin Krzyżanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert zajmujący się Bliskim Wschodem, a w szczególności Iranem.
Wojna Izrael - Iran a rola USA. Czy Rosja wejdzie do gry?
Rozproszenie dotyczy natomiast dyplomacji. W rozgrywkę między Izraelem a Iranem weszły bardzo zdecydowanie Stany Zjednoczone, które potwierdziły rolę najważniejszego sojusznika Izraela. W kolejce są jednak inne państwa, a Iran z nadzieją spogląda na Rosję. Sęk w tym, że po upadku reżimu Asada jej pozycja na Bliskim Wschodzie jest po prostu słabsza. Czy i Moskwa zaangażuje się w wojnę?
- Rosja chciałaby się zaangażować, ale jej realne możliwości są nieduże. Rosja nie inwestuje za wiele, nie kupuje za wiele, a w porównaniu z USA i Chinami nie jest w stanie zbyt wiele zaoferować. A co za tym idzie, jej możliwości nacisku są bardzo ograniczone. Jedyny as w rękawie posiadany przez Rosję to pewnego rodzaju estyma, jaką Trump darzy Putina. To jedyna karta, którą Rosja może próbować coś ugrać - uważa ekspert.
Krzyżanowski wskazuje natomiast na innego gracza, który miałby zdecydowanie więcej do powiedzenia w tym konflikcie. Gracza, który na razie dystansuje się od tej wojny.
- Spoza regionu ważne są Chiny. Aczkolwiek ich wpływy na Bliskim Wschodzie są przeszacowane. Niemniej jako bardzo ważny odbiorca ropy i bardzo poważny inwestor głos Chin jest wysłuchiwany. Nie jest tak, że Chiny pociągają za sznurki, ale mają wpływ na sytuację, mogą wywierać presję, mediować, żonglować potężnymi środkami finansowymi - wymienia naukowiec.
- Poza Chinami żadne z państw nie jest w stanie odegrać jakiejś znaczącej roli, a i Chiny prawdopodobnie będą się trzymać stosunkowo na uboczu. Trzymając rękę na pulsie i trzymając kciuki za przetrwanie Iranu - dodaje Krzyżanowski.
Eskalacja na Bliskim Wschodzie. Samotny jak Teheran
Iran wydaje się więc osamotniony, pozbawiony konkretnych sojuszników. Irańczycy co prawda ściśle współpracowali z Koreą Północną, a Pjongjang jasno potępił izraelskie ataki, ale to wszystko. Nikt spoza regionu nie kwapi się do jakiejś brawurowej pomocy Teheranowi. Co więcej - Izrael pewnie nie zdecydowałby się na atak, gdyby nie wiedział, że Iran jest osamotniony. Nieco lepiej - ale tylko trochę - sprawa wygląda w regionie.
- Spośród państw regionu Iran nie może liczyć na bezpośrednie wsparcie militarne czy sprzętowe, ale na życzliwą neutralność Omanu, Kataru i Pakistanu - wymienia Krzyżanowski. To wszystko.
Naukowca z UJ prosimy o obrazowe "pokolorowanie" świata na dwa kolory: żółty oznaczający sojuszników Izraela, oraz zielony oznaczający sojuszników Iranu.
- Przytłaczająca większość Eurazji byłaby koloru żółtego - nie ma żadnych wątpliwości Krzyżanowski.
- Na zielono, proirańsko, oprócz Pakistanu, a i tak warunkowo, można by pomalować do pewnego stopnia Armenię. Pozostałe państwa są neutralne albo wrogie Iranowi. Do tych "neutralnych na plus" można zaliczyć Oman i Turkmenistan. Jest jeszcze Irak, ale to państwo wewnętrznie podzielone, więc to stanowisko jest problematyczne - ocenia rozmówca Interii.
Innymi słowy: Iran jest samotny. A jeśli ktoś w tym konflikcie nie wspiera Izraela, najczęściej pozostaje neutralny.
Łukasz Szpyrka