Scena pierwsza. Nad pudełkiem stoi mała smutna dziewczynka, obok na podłodze siedzi tata. "Mój żółw umarł. Jeszcze dzisiaj rano był żywy" - mówi dziecko. Aha, czyli w tajemniczym pudełku leży mały zielony przyjaciel. Tata głaszcze córkę po plecach: "Nie przejmuj się tak bardzo, kochanie". Dziewczynka zaczyna płakać. Tata: "Nie płacz, to tylko żółw". Mała rozpacza coraz bardziej. Tata: "Przestań! Kupię ci innego żółwia!". "Nie chcę innego!" - krzyczy dziecko i kładzie się na podłodze. "Zachowujesz się niedorzecznie!" - mówi ojciec, przyjmując bojową postawę. Przytoczona historia - opatrzona pytaniem: "Czy tak było między tobą a twoimi rodzicami?" - w formie komiksu znalazła się na okładce książki "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" - Adele Faber i Elaine Mazlish (wyd. polskie Media Rodzina 2013). Pojawiła się tam też wersja alternatywna historii z żółwiem, ale o niej za chwilę. Publikacja autorstwa duetu Faber-Mazlish w Stanach Zjednoczonych ukazała się już w 1980 roku i szybko zyskała miano kultowej. Autorki przekonują w niej, jak niezwykle ważna - i ułatwiająca życie - jest umiejętność nazywania uczuć i emocji. 22 lata później na jednym z osiedlowych placów zabaw ten temat ożywia grupkę rodziców. Wymieniają się doświadczeniami, opowiadają anegdotki. Dyskutują o książkach, które pomagają dzieciom poznać różne emocje. - Mamy w domu jedną taką książeczkę, że tych emocji jest tam tak wiele, że aż sama byłam zdziwiona, że tyle aż może ich być - mówi jedna z mam. Nie tylko różowo - Dziś problem z definiowaniem swoich emocji mają i dzieci, i dorośli - zauważa w rozmowie z Interią Zyta Czechowska, pedagożka specjalna, zdobywczyni tytułu Nauczyciel Roku 2019. - Wynika to z tego, że wydaje nam się, że tylko przyjemne emocje są dobre. Że zawsze powinniśmy być uśmiechnięci, radośni, szczęśliwi, zakochani i w ogóle. A przecież życie nie składa się tylko z przyjemności - dodaje. Zyta Czechowska zajmuje się Treningiem Umiejętności Społecznych, tzw. TUS-em. Na co dzień pracuje z dziećmi o specjalnych potrzebach edukacyjnych. - Moi podopieczni to osoby z różnymi niepełnosprawnościami intelektualnymi i zaburzeniami rozwoju, w tym ze spektrum autyzmu, zespołem Aspergera, zespołem Downa czy niepełnosprawnościami sprzężonymi. Dlatego w mojej pracy TUS wykorzystuję przede wszystkim w terapii dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną. To, co dla dużej części społeczeństwa wydaje się naturalne, bo szybko uczymy się przez naśladowanie i obserwację, ale też funkcjonowanie społeczne, dla nich jest dużo trudniejsze do osiągnięcia. I po prostu muszą się tego nauczyć w inny sposób - opowiada. Ale - jak zaznacza - TUS można wdrożyć znacznie szerzej. - Jestem przekonana, że przyniósłby wiele dobrego niejednemu dorosłemu i dziecku z deficytami i trudnościami w zakresie funkcjonowania społecznego. Szczególnie, że żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej zamykamy się w swoich przestrzeniach, mamy mniej realnych kontaktów z innymi osobami. To, co się kiedyś wydawało naturalne, bo uczyliśmy się tego poprzez przebywanie w grupie, inicjowanie wspólnych zabaw czy obchodzenie rodzinnych uroczystości, teraz już tak naturalne nie jest - opowiada. O co chodzi w Treningu Umiejętności Społecznych? - TUS polega na nabywaniu i podnoszeniu konkretnych umiejętności społecznych, m.in. zachowań adekwatnych do sytuacji, w których znajduje się nasz uczeń, rozpoznawania własnych potrzeb, wyrażania krytyki i odpowiedniego na nią reagowania czy definiowania swoich dobrych stron i mówienia o nich - wylicza Zyta Czechowska. Na treningu Jak to się trenuje? Zajęcia mogą być bardzo różne. Przykład? Grupa uczniów przebiega z jednej części sali na drugą. W jednym kącie uczniowie tupią, podskakują, prychają, machają rękami, część dzieci uderza w poduszkę, część krzyczy misiowi w ucho. Co robią? Trenują wyrażanie złości. Tak, żeby ani sobie, ani nikomu innemu nie robić nikomu krzywdy. W drugiej też skaczą, też pokrzykują, ale też śpiewają, machają rękami, uśmiechają się i tańczą - pokazują, jak można wyrazić radość. Albo taki: Uczniowie odrysowują kształt swojej dłoni. Przy każdym palcu piszą swoją jedną dobrą cechę. Potem opowiadają o tym grupie. Można też tak: Grupa bawi się w kawiarnię, część uczniów wciela się w rolę klientów, część w kelnerów. Po co? To ćwiczenie inicjowania i utrzymania rozmowy. Mogą to być też zajęcia, które pomagają wyłapać impulsy - sytuacje, znaki z ciała - prowadzące do wybuchu, tak, by udało się zastąpić zachowania agresywne nieagresywnymi. Chodzi też o wspomniane emocje. - Nauka rozpoznawania i regulowania emocji to jedna z podstaw TUS. To wszystko wiążę się też z umiejętnością rozwiązywania konfliktów. Żyjemy w bardzo trudnych czasach. Pandemia, wojna w Ukrainie, sytuacja bytowa bardzo wielu rodzin... To wszystko sprawia, że jest w nas bardzo duże napięcie emocjonalne, czujemy lęk, stres. Permanentne napięcie powoduje, że dużo łatwiej o rozniecenie konfliktu. Jeśli będę czuła złość, nawet neutralny komunikat mogę odebrać przeciwko sobie. A jeśli będę w dobrym nastroju, to ten sam komunikat odbiorę całkiem inaczej. Tylko żeby to wiedzieć, muszę umieć rozpoznać swój nastrój i swoje emocje. Na szczęście tego wszystkiego można i trzeba się nauczyć - mówi nasza rozmówczyni. Czechowska zwraca też uwagę na zmiany, jakie spowodował gwałtowny rozwój nowych technologii, a skatalizowała pandemia COVID-19. - Chodzi o permanentne bycie online. Zauważyłam, że konflikty między uczniami, ale także dorosłymi, coraz częściej wybuchają, bo ci komunikują się na odległość za pomocą urządzeń elektronicznych, nie widzą siebie, swoich reakcji, nie słyszą intonacji głosu. Kiedy wyłączymy kamerkę, to nie dostrzeżemy, co się dzieje po drugiej stronie. Nie zaobserwujemy emocji, postaw ciała - wskazuje. A - jak podkreśla - to, co poza słowami, czyli pozawerbalne komunikaty, jest niezwykle istotne. 72 godziny bez elektroniki Do ciekawych wniosków doprowadził przeprowadzony w 2016 roku przez Fundację "Dbam o mój z@sięg" eksperyment społeczny. Polegał on na odcięciu na 72 godziny stu osób od wszelkich urządzeń elektronicznych i sieci - telefonów komórkowych, tabletów, gier on-line playstation, telewizji. Rozmawiam o nim z dr. Maciejem Dębskim, założycielem i prezesem Fundacji "Dbam o mój z@sięg", socjologiem problemów społecznych. - Nikt nikogo nigdzie nie zamykał, uczestnicy eksperymentu funkcjonowali w swojej codzienności. Byli to przede wszystkim młodzi ludzie, często licealiści, którzy na czas badania swoje komórki, tablety i tym podobne oddali rodzicom - opowiada. Okazało się, że młodym ludziom zwolniły się cztery godziny dziennie - tyle czasu poświęcali na nowe technologie. Część uczestników - jak opowiada dr Maciej Dębski - doświadczała symptomów zespołu odstawiennego. Eksperyment pokazał też, że antidotum na niewłaściwie używanie nowych technologii jest posiadanie hobby, zainteresowań. Zwrócił również uwagę na kwestie higieny cyfrowej, w tym odpowiedniego wysypiania się. Najlepszy czynnik chroniący Nasz rozmówca podkreśla jednak inny, ważny wniosek. - Eksperyment najgorzej przeszły osoby, które mają kiepskie relacje z najbliższymi, w tym przypadku z rodzicami. Dlatego podkreślam: to dobre relacje, jeśli mamy takowe, stanowią najlepszy czynnik chroniący nas przed wejściem w problem, czy to problem uzależnienia, czy depresji - mówi. - Bardzo nam brakuje empatycznego słuchania - zaznacza dr Dębski. Jak mówi, w zamian za to mamy "okopywanie się na swoich pozycjach". - Trudno w takiej sytuacji złapać przestrzeń, w której mówimy jednym językiem. Socjologicznie jest to pewnie związane z tym, że jesteśmy jako kraj bardzo podzieleni, przede wszystkim politycznie. Ale to nie są podziały w Warszawie na Wiejskiej czy w innych gabinetach. Te podziały, to agresywne przekonywanie się do własnej prawdy, podkopywanie ustalonych porządków, powoduje, że podziały schodzą do naszych domów, do rodzin - dodaje. *** Scena druga. Nad pudełkiem stoi mała smutna dziewczynka, obok na podłodze siedzi tata. "Mój żółw umarł. Jeszcze dzisiaj rano był żywy" - mówi dziecko. Wiemy już, jaka jest zawartość pudełka. Tata głaszcze córkę po plecach: "O nie! To straszne!". Dziewczynka zaczyna płakać. "On był moim przyjacielem" - chlipie. Tata patrzy ze zrozumieniem. "Strata przyjaciela zawsze boli" - mówi. "Nauczyłam go robić sztuczki" - opowiada dziewczynka. "Ładnie się razem bawiliście" - słyszy od ojca. "Codziennie go karmiłam..." - wspomina dziecko. Tata przyznaje: "Bardzo dbałaś o tego żółwia". Dziewczynka - wciąż smutna, ale uspokojona - wstaje, bierze pudełko. Tata idzie obok, przyjacielsko trzyma córkę za ramię. Spokojnie odchodzą.