Remigiusz Półtorak, Interia: Jest pan zaskoczony skalą protestu? Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich: - Bardziej skalą solidarności. Mogło wydawać się, że część mediów będzie się obawiała wziąć udział w proteście, ale jednak stało się inaczej. To daje nadzieję, że akcja będzie miała większe znaczenie niż tylko chwilowe. Zwolennicy nowego podatku podnoszą argument, że podobne rozwiązania funkcjonują w innych krajach. Wyjaśnijmy może, na czym polega różnica. - Nasi rządzący doskonale potrafią zaciemniać obraz sytuacji w Polsce, wykorzystując tzw. argument prawno-porównawczy. Przerabialiśmy to dokładnie przed rokiem, kiedy wprowadzono "ustawę kagańcową", ograniczającą możliwości, także publiczne, działania sędziów. Wiceminister Kaleta rzucał wtedy przykładami z Niemiec czy Francji, że niby wprowadzamy takie same rozwiązania. Rozmawiałem wtedy z szefową stowarzyszenia francuskich sędziów. Miała odmienne zdanie. - Dlatego jeśli nawet rozwiązania tego typu istnieją w innych krajach, to trzeba się zastanowić, jakie oni mają rynek medialny, jaki potencjał rynkowy, a przede wszystkim w jakich warunkach funkcjonują. Nie ma wątpliwości, że w Niemczech czy we Francji to rynek dojrzały. W rankingu Reporterów bez granic obydwa te kraje są znacznie wyżej od nas. - Tymczasem w Polsce te zmiany pojawiają się nagle, jako pewna konsekwencja dotychczasowych działań ograniczających wolność mediów. Od 2016 roku obserwujemy stopniowe i coraz większe wchodzenie w sferę medialną przez podmioty publiczne. I nie chodzi tylko o realizację zadań politycznych przez media publiczne, ale też sponsorowanie mediów, które są zaprzyjaźnione w rządem - poprzez reklamy czy patronaty. Do tego mamy przejęcie przez Orlen tytułów należących do Polska Press. - Jeśli tego typu rozwiązanie podatkowe ma się pojawić, to nie ulega wątpliwości, że mają na tym ucierpieć media niezależne. W przeciwieństwie do tych, które są powiązane z państwem, bo zawsze będzie można je zasilić z budżetu. Zobacz też: Światowa prasa o proteście w Polsce To miał pan na myśli, pisząc we wcześniejszym oświadczeniu, że podatek od reklam zaproponowany przez rząd ma "podejrzanie zafałszowaną postać"? - Dokładnie o to chodzi - że cele są zupełnie inne. A dodatkowy paradoks polega na tym, że mamy wprowadzony mechanizm redystrybucji. Z jednej strony jest podatek, a potem przekazanie części tych pieniędzy na NFZ, a jeszcze innej części na fundusz będący w zarządzaniu Ministerstwa Kultury. Powiedziałbym, że jest w tym coś perwersyjnego. Nie dość, że się opodatkowuje, to wprowadza się jeszcze ukryty de facto mechanizm finansowania produkcji, które będą sprzyjały rządowi. Słowa rządu, konkretnie Ministerstwa Finansów, że trwają prekonsultacje i projekt nie został przyjęty, można interpretować jako krok w tył? - Nie przywiązuję większej wagi do tego, co kto oświadcza, jeśli chodzi o proces polityczny. Czy to są założenia, prekonsultacje czy konsultacje. Nieraz bywało tak, że jeśli był nacisk polityczny, to z dnia na dzień projekt stawał się z rządowego poselskim i lądował w Sejmie. Gdyby proces legislacyjny był u nas traktowany rzeczywiście poważnie - najpierw założenia, potem konsultacje, projekt rządowy i prace w parlamencie - można by się do tego przywiązywać. W obecnej sytuacji takie deklaracje nie mają większego znaczenia. Zobacz też: Jest odpowiedź ministerstwa A co ma? - To, jak silny jest protest. Proszę zauważyć, że na początku roku był inny projekt, który się nagle pojawił - zmiany w wykroczeniach i prawo do odmowy przyjęcia mandatu. Pod wpływem nacisków publicznych rząd może się jeszcze nie wycofał, ale przestał o tym mówić. Tak to w Polsce ostatnio wygląda - nie jest oparte na racjonalnej dyskusji, wymianie argumentów i normalnym toku procesu legislacyjnego, tylko na sile sprzeciwu. I to ona powoduje jakąś reakcję polityczną. - Dlatego jeśli bym się do czegoś przywiązywał, to raczej do tego, że w sprawie podatku od reklam nie ma jednolitego stanowiska w obrębie Zjednoczonej Prawicy. Rozmawiał Remigiusz Półtorak *** Przypomnijmy, że polskie media, w tym Grupa Interia i Telewizja Polsat, protestują przeciwko planom wprowadzenia podatku od reklam. "Jest to po prostu haracz" - czytamy w liście do władz RP. Zapoznaj się z całym dokumentem.