Tak w redakcji pojawiła się wypowiedź uśmiechniętego pana. Temat "śnieg". Większość osób, które pełniła takie stanowisko, jak "Paweł z Warszawy", potraktowałaby całą tę sytuację jak zniewagę. Jak można nie rozpoznać sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta, który w dodatku był nieformalnym rzecznikiem prezydenta? A Paweł Wypych po prostu wypowiedział się o padającym śniegu tak, jak go o to poproszono. Władysław Stasiak działał identycznie. Wraz z przejęciem przez nich sterów w Pałacu Prezydenckim, rozpoczął się nowy etap relacji z mediami. Andrzej Urbański, Anna Fotyga czy Piotr Kownacki byli na nie wiecznie obrażeni. Paweł Wypych i Władysław Stasiak nie mieli tego problemu. Długo tłumaczyli, dlaczego prezydent w jakiejś sprawie podjął daną decyzję. Nie należeli do politycznych wojowników, a Władysław Stasiak mimo tego, że był w rządzie PiS ministrem spraw wewnętrznych, nigdy nie zapisał się do partii. - Były nawet pretensje do Władka, że tak miło oddał swój urząd Schetynie - mówi Jacek Sasin. - Przejęcie przez PO władzy było dla nas wtedy sporym ciosem - dodaje. Pamięta to też Grzegorz Schetyna, obecny minister spraw zagranicznych, który ciepło wspomina Stasiaka: - Studiowaliśmy historię w jednej grupie na Uniwersytecie Wrocławskim. Współpracowaliśmy razem w opozycji. Nasza przyjaźń przetrwała próbę czasu i to mimo różnic politycznych. Był wzorem urzędnika państwowego nowych czasów. Wypych, jak i Stasiak, widzieli samych siebie jako urzędników, a nie polityków. Nigdy nie startowali do Sejmu. Mimo tego, że możliwości było wiele. Obydwaj działali przecież od najmłodszych lat. Wypych doświadczenie z harcerstwa przeniósł do samorządu. Był najmłodszym radnym na Pradze Południe. W wieku 22 lat, gdy wybrano z list Komitetu Obywatelskiego. - Nikt w Warszawie na rzecz niepełnosprawnych nie zrobił tyle, co on - wspomina Adam Kwiatkowski, dziś poseł, a wtedy radny. Wypych organizował konkursy Warszawa bez barier, turnusy rehabilitacyjne dla dzieci i wprowadzał ułatwienia w transporcie. Był szczególnie zmotywowany, bo miał niepełnosprawną siostrę. - W Kancelarii Premiera dostał "ścianę płaczu", czyli sprawy społeczne - wspomina Małgorzata Wypych, żona Pawła - strasznie się im poświęcał. Gdy był prezesem ZUS, po raz pierwszy udało się pozyskać środki europejskie. Żywiołem Władysława Stasiaka były sprawy mundurowych. Na początku lat 90, w NIK-u, zajmował się obroną narodową. Jako zastępca prezydenta Warszawy - porządkiem publicznym. - Stasiak codziennie chodził do prasy pieszo, w swoich górskich traperach - wspomina Andrzej Duda - pewnego dnia panowie w bramach zaczęli mu meldować: wszystko w porządku, panie komendancie. Jako minister spraw wewnętrznych przygotowywał Polskę do wejścia do strefy Schengen. Jego najważniejszym zadaniem była modernizacja służb mundurowych. Projekt przeszedł jednogłośnie w Sejmie. - Jechaliśmy na wakacje i przekraczaliśmy granicę - wspomina Barbara Stasiak, żona Władysława - a strażnicy graniczni podchodzili i mówili: panie ministrze, zasłużył pan na urlop. Nikomu nie powiemy, gdzie pan jedzie. We wspomnieniach współpracowników i bliskich zarówno o Stasiaku, jak i Wypychu pojawia się zawsze jedno sformułowanie: Gdy słyszał, że coś jest niemożliwe, mówił: musimy spróbować. Tak też było w Pałacu Prezydenckim. - Weszło dwóch wielkich facetów po 190 cm wzrostu, którzy byli nieprawdopodobnie solidni - wspomina Andrzej Duda. - Wypycha ludzie nie znali z tej strony, ale on był typem dowódcy, który wydawał komendy - dodaje. - Paweł wchodził w coś i czytał wszystko. Potem spotykał się z ludźmi zainteresowanymi jakimś tematem i wiedział więcej od nich - mówi Adam Kwiatkowski. W Katyniu z prezydentem chcieli być wszyscy. Władysław Stasiak miał lecieć z żoną, ale nie starczyło dla niej miejsca. Paweł Wypych długo przekonywał, że powinien tam być. Udało się to tylko dlatego, że Maria Kaczyńska miała mieć w Katyniu wystąpienie. Wypych, jako nieformalny rzecznik, miał o wszystko zadbać. - Chciałbym, żeby w Polsce, po różnych stronach sceny politycznej, było więcej takich ludzi, jak Władysław Stasiak - mówi Grzegorz Schetyna. Małgorzata Wypych: - W sobotę rano pożegnał się dzieciakami i wyszedł z domu. Przypomniałam, że wieczorem idziemy na bal. Barbara Stasiak: - Dzień wcześniej miałam urodziny. Siedzieliśmy do późna i 10 kwietnia rano nawet się specjalnie nie żegnaliśmy. O 17 miał wrócić. Pomyślałam: super, dawno nie było go w domu tak wcześnie. ***Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie 300polityka w 2015 roku.