Aleksandra Łagowska spędziła 11 dni w Szpitalu Dziecięcym im. Św. Ludwika w Krakowie, czuwając przy łóżku swojego ośmiotygodniowego synka. Jak wielu innych rodziców spała na niewygodnej leżance, ale nie narzeka. - Wiem, że w niektórych szpitalach nie ma nawet takich łóżek dla rodziców - mówi. Jej syn trafił do placówki z powodu wirusa RSV w połowie września. Zaczęło się od niewinnego kataru. - Pediatra powiedziała mi na wizycie, że jeśli Henio dostanie duszności, to muszę jechać do szpitala. Tak zrobiłam, wsiadłam z nim do taksówki i pojechałam - wspomina Aleksandra. Przyznaje, że już wtedy w szpitalu mówiło się o "zatrzęsieniu" z powodu wirusa RSV, który w tym roku pojawił się wcześniej niż zazwyczaj. Henio zaraził się od starszego brata, który wirusa przyniósł do domu. To najczęstszy scenariusz zarażania się dzieci. Wirus, który sieje panikę wśród rodziców, jest szczególnie groźny dla dzieci do szóstego miesiąca życia. Kilkudziesięciu małych pacjentów z RSV tygodniowo Choć od czasu, gdy pani Aleksandra była z Heniem w szpitalu minął ponad miesiąc, to w małopolskich placówkach wiele się nie zmieniło. - Sytuacja cały czas jest fatalna, wciąż przybywa nam dzieci z wirusem RSV, a dodatkowo zwiększa się liczba chorych na COVID-19. Są też pacjenci z powikłaniami grypy, ich ilość będzie się zwiększać a to może doprowadzić do już absolutnego dramatu - mówi Interii dr Lidia Stopyra, ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Coraz więcej zachorowań na ciężkie zakażenia układu oddechowego wywołane RSV odnotowuje się także w województwie lubuskim. Jak przekazał Interii Karol Zieleński, dyrektor biura wojewody lubuskiego, ciężko chorują głównie dzieci do drugiego roku życia, szczególnie niebezpieczne są zakażenia u niemowląt do szóstego miesiąca. - Aktualnie tacy pacjenci przebywają we wszystkich dziewięciu oddziałach pediatrii w województwie - informuje Zieleński. Dodaje, że tygodniowo w jego regionie przyjmuje się kilkadziesiąt małych pacjentów z wirusem RSV. W innych województwach widać zwiększenie liczby zakażeń RSV, ale póki co nie ma niepokojących sygnałów ze szpitali. Okazuje się, że duża liczba dzieci z wirusem RSV to nie jest jedyny problem, z jakimi muszą obecnie mierzyć się lekarze na oddziałach dziecięcych. - Przyjmujemy coraz więcej starszych dzieci, nawet pięcio- i sześcioletnich, u których występuje znacznego stopnia duszność w wyniku zmian naciekowych w płucach. Nie we wszystkich przypadkach stwierdza się u nich wirusa RSV, mają też inne wirusy czy bakterie - mówi dr Miłosz Przybyszowski, który pracuje na SOR-ze w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. W piątek pod jego opiekę trafiła pięcioletnia dziewczynka. Z relacji jej mamy wynikało, że w nocy zaczęła pokasływać, zdążyła jeszcze pojechać na wycieczkę, a około godz. 18 trafiła na SOR z bardzo dużą dusznością. - Przebieg choroby był bardzo szybki, choć u niej nie było to RSV. Kiedyś takie przypadki były pojedyncze, teraz jest ich zauważalnie więcej niż w poprzednich latach - podkreśla dr Przybyszowski. Czytaj też w SERWISIE INTERIA ZDROWIE Wirus RSV. Częsta przyczyna infekcji u dzieci. Czym się objawia i czy jest się czego bać? Brak miejsc w szpitalach. Dzieci leżą na korytarzach Na RSV nie ma przyczynowego lekarstwa, chorobę leczy się objawowo. Najczarniejszym scenariuszem, który spełnia się w szpitalach w Małopolsce, jest brak miejsc dla chorych pacjentów. - Sytuacja jest stabilna, ale wciąż zła. Dzieci z wirusem RSV nadal jest sporo, a miejsca w szpitalach są zajęte. W niedzielę byłem na dyżurze i wolne mieliśmy dosłownie pojedyncze łóżka, które w ciągu dnia i tak się zapełniły. Zrobiłem na SOR-ze dostawki, ale żadnego oficjalnego komunikatu o zwiększeniu liczby łóżek nie dostaliśmy - mówi Interii dr Przybyszowski. Przepełnione oddziały, pacjenci leżący na korytarzach, to problem, z którym mierzą się wszystkie szpitale w regionie. - Dzieci leżą w tłoku. Zaadoptowaliśmy dla nich wszystkich możliwe pomieszczenia, część sąsiednich oddziałów. Jeśli mamy 40 chorych dzieci to na oddziale jest jeszcze 40 rodziców, to jest naprawdę tłum ludzi. Nie możemy jednak nie przyjąć dziecka, które wymaga podawania tlenu. Jeśli dziecko musi zostać przyjęte, to robimy wszystko, żeby je przyjąć - relacjonuje Interii dr Stopyra. Mali pacjenci leżą na fotelach dla rodziców, ci którzy są w lepszym stanie i poradzą sobie w domu przy kontroli lekarza, zostają wypisani. - Nie ma możliwości, żeby dziecka z wirusem RSV, które ma duszności, nie przyjąć, bo ono umrze. A nie ma go gdzie odesłać, bo nigdzie nie ma miejsc - mówi dr Stopyra. W szpitalach są obecnie dzieci które wymagają intensywnej terapii, są nawet zaintubowane, w bardzo ciężkim stanie. Najbardziej narażone na poważny przebieg zakażenia RSV są wcześniaki, dlatego zostały objęte specjalną ochroną. Prewencyjnie podaje im się gotowe przeciwciała, które chronią dziecko przed wirusem RSV. Czytaj o tym więcej. Kiedy należy jechać z dzieckiem na SOR? W opanowaniu sytuacji nie pomaga szerząca się wśród rodziców panika. O godz. 2 w nocy z poniedziałku na wtorek na SOR-ze w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie było 20 dzieci. 90 proc. z nich wymagało przebadania i zostało odesłanych do domów, jednak rodzice z jakichś powodów woleli pojechać z nimi do szpitala niż do POZ. - W poniedziałek przyjechała mama z pięcioletnim chłopcem, który od trzech tygodni kaszlał, ale był w dobrej formie. W weekend zagorączkował i pani w przedszkolu stwierdziły, że koniecznie trzeba jechać z nim do szpitala, bo to może być wirus RSV. Dziecko było bez śladu duszności - opowiada Interii dr Przybyszowski. Kiedy więc jechać na SOR i na co rodzice powinni zwracać szczególną uwagę? Jak tłumaczy Przybyszowski, do szpitala należy przyjechać, jeśli dziecko oddycha szybko, jest osłabione, męczy się i nie chce się bawić, a w przypadku niemowląt kiedy nie chce jeść. Należy pamiętać, że epidemia wirusa RSV wśród dzieci zdarza się co roku. Tegoroczna jest jednak szczególna. I jak mówi Interii Karol Zieleński, wiąże się ze specyficzną sytuacją epidemiologiczną, która powodowała w zeszłym roku znaczne zmniejszenie liczby zachorowań dzieci. Wywołało to obniżenie odporności populacji dziecięcej, m.in. wobec wirusa RSV i wybuch zachorowań tej jesieni. - Teraz mamy taką sytuację, jakby chorowały równocześnie dwa roczniki. Zazwyczaj dziecko w pierwszym roku życia zaraża się RSV i później, kiedy jest starsze i ponownie zachoruje, zakażenie nie jest dla niego tak groźne. Natomiast teraz widzimy ciężki przebieg choroby u starszych dzieci, które ze względu na ubiegłoroczny lockdown nie zaraziły się wcześniej - tłumaczy Interii dr Lidia Stopyra. Zdaniem dr Stopyry szczyt zachorowań na RSV potrwa jeszcze około miesiąca.