Przypomnijmy, że wybory parlamentarne we Włoszech odbędą się w niedzielę, 4 marca. Nie jest dobrze Włochy od dłuższego czasu nie potrafią wyjść z kryzysu. Stopa bezrobocia wciąż utrzymuje się na dwucyfrowym poziomie, a wśród młodych wynosi ponad 30 proc. Dług publiczny to 135 proc. PKB, a cała gospodarka rośnie obecnie w tempie 1,6 proc. rocznie - wyraźnie poniżej średniej unijnej (2,6 proc.). Obywatele przystępują więc do wyborów sfrustrowani i zniechęceni, znów chętnie spoglądają w kierunku przywódców niekonwencjonalnych, a 30-40 proc. wyborców nie wie, na kogo odda głos. Główni aktorzy Twarzami kampanii wyborczej stali się były premier Silvio Berlusconi - 81-letni satyr, skazany za oszustwa podatkowe i uzależniony od operacji plastycznych oraz Luigi Di Maio - były kelner, który zrezygnował ze studiów, bo były dla niego za trudne, polityk dumny ze swojej ignorancji (niedawno stwierdził, że Pinochet rządził w Wenezueli, a Rosja to kraj śródziemnomorski). Berlusconi, któremu sądowy wyrok uniemożliwia ewentualne objęcie teki premiera, to lider prawicowej partii Forza Italia, natomiast Di Maio został kandydatem na premiera populistycznego Ruchu Pięciu Gwiazd, formacji założonej przez komika Beppe Grillo. Jednocześnie Berlusconi jest liderem centroprawicowego bloku, w skład którego, oprócz Forza Italia, wchodzą również m.in. skrajnie prawicowa Liga Północna z Matteo Salvinim na czele i Bracia Włoch, południowy odpowiednik Ligi Północnej, o neofaszystowskich korzeniach. Z tak silnie reprezentowaną prawicą powalczy centrolewicowa Partia Demokratyczna dowodzona przez byłego premiera Matteo Renziego, wraz z innymi, mniejszymi partiami tworzącymi centrolewicowy blok, w założeniu konkurencyjny dla bloku (koalicji) Berlusconiego. Jeszcze bardziej na lewo są Wolni i Równi, a więc buntownicy z Partii Demokratycznej, niezadowoleni z jej prorynkowego programu. Szalone programy Prezydent Włoch Sergio Mattarella apelował o "realistyczne, racjonalne i odpowiedzialne" obietnice wyborcze, ale politycy najwyraźniej uznali, że Włosi zasługują na więcej. Prowadzący w sondażach Ruch Pięciu Gwiazd proponuje niezwykły miks prawicowych i lewicowych postulatów. Eurosceptyczna partia założona w 2009 roku trochę "dla beki", a trochę jako sprzeciw wobec całego establishmentu chce dochodu gwarantowanego dla każdego obywatela na poziomie 780 euro miesięcznie, skasowania 400 "bezsensownych" ustaw jedną ustawą, domaga się ocieplenia stosunków z Rosją i zapowiada radykalne zmniejszenie długu publicznego. Ruch Pięciu Gwiazd jest za demokracją bezpośrednią, małżeństwami homoseksualnymi, eutanazją, ma również bardzo proekologiczny program. W sprawie migracji bliżej im jednak do prawicy - krytykują akcje ratunkowe na Morzu Śródziemnym, chcą deportacji nielegalnych imigrantów, postulują zawieszenie strefy Schengen. Liderzy Ruchu Pięciu Gwiazd podkreślają, że "walczą z partiokracją". W prawicowej koalicji trwa natomiast licytacja między Berlusconim (Forza Italia) a Salvinim (Liga Północna), kto wydali więcej migrantów, kto będzie dla nich bardziej bezlitosny. Obie partie, podobnie jak Ruch Pięciu Gwiazd, gwarantują również zbliżenie z Rosją i obie chcą wprowadzenia nowej, wewnętrznej waluty, funkcjonującej równolegle z euro. Forza Italia i Liga Północna rzucają kosztownymi pomysłami: partia Berlusconiego chce minimalnej emerytury na poziomie tysiąca euro i jednocześnie zniesienia podatku spadkowego, drogowego czy od nieruchomości; Liga Północna proponuje podatek liniowy na poziomie 15 proc. dla wszystkich i wcześniejsze emerytury. A na deser ponowne otwarcie włoskich domów publicznych. Przy całym tym programowym szaleństwie nie zanosi się jednak na wyjście Włoch z Unii Europejskiej po wyborach. Nawet eurosceptyczny Ruch Pięciu Gwiazd porzucił ten postulat. W licytację cokolwiek nieśmiało włączyła się Partia Demokratyczna: płaca minimalna na poziomie 10 euro za godzinę, świadczenie 80 euro na każde dziecko, zwolnienia podatkowe dla rodzin z dziećmi, ostrożne obniżenie podatków. Partia Demokratyczna miała swego czasu dużą przewagę w sondażach, jednak dziś Matteo Renzi uchodzi za polityka przegranego. Prorynkowe reformy nie ożywiły gospodarki tak, jak się tego spodziewano, a porażka w referendum konstytucyjnym w 2016 roku doprowadziła do dymisji premiera. Jak pisały gazety, Renzi rozpłakał się, kiedy zobaczył wyniki. Sondaże Kto wygra zbliżające się wybory? W sondażach prowadzi Ruch Pięciu Gwiazd - 27 proc., jednak ugrupowanie jest niechętne jakimkolwiek koalicjom. Dalej mamy Partię Demokratyczną z 25 proc. poparcia. To względnie dobry wynik, tyle że pozostałe składowe centrolewicowego bloku, na przykład Więcej Europy, nie przekraczają 3 proc. Inaczej wygląda sytuacja bloku prawicowego: Forza Italia cieszy się poparciem na poziomie 16 proc., Liga Północna - 13 proc., a Bracia Włoch - 5 proc. Notowania idących samotnie, lewicowych Wolnych i Równych to z kolei 6 proc. Pracownia Piepoli wylicza, że centrolewicowy blok Renziego może liczyć na 29,3 proc., a centroprawica Berlusconiego - 37 proc. Wiele wskazuje, że przy takich wynikach nikomu nie uda się stworzyć większościowego rządu. Niepewność potęguje dodatkowo nowa ordynacja wyborcza: jedna trzecia parlamentarzystów zostanie wybrana w jednomandatowych okręgach wyborczych, a dwie trzecie proporcjonalnie. Włochy pozostają czwartą największą gospodarką Unii Europejskiej, jednak ich głos liczy się coraz mniej. Ewentualny chaos po wyborach może jeszcze bardziej umocnić Francję i Emmanuela Macrona, który (korzystając z kłopotów Angeli Merkel) ma ambicje, by przewodzić Wspólnocie.