Wspaniała historia z Tajlandii przypadkowo ujawniła ciemną stronę <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-elon-musk,gsbi,1288" title="Elona Muska" target="_blank">Elona Muska</a>. Po tym jak okazało się, że 12 chłopców uwięzionych w częściowo zalanej jaskini na północy kraju jednak żyje, szybko uświadomiono sobie, jak skomplikowanym logistycznie zadaniem będzie wyciągnięcie ich na powierzchnię. W zakończonej wielkim sukcesem akcji ratunkowej Tajlandczykom pomagali amerykańscy i brytyjscy żołnierze, a także najlepsi nurkowie na świecie. W tej bezprecedensowej operacji uczestniczyło łącznie ok. 10 tys. osób. Ale <a class="textLink" href="https://www.bryk.pl/artykul/elon-musk-najbogatszy-czlowiek-swiata" title="Elon Musk" target="_blank">Elon Musk</a> uznał, że to on musi uratować chłopców. Z gracją detektywa Rutkowskiego stanął w świetle kamer i oznajmił, że polecił budowanie małej, "dziecięcej" łodzi podwodnej, dzięki której niemożliwe stanie się możliwe. Gdy jeden z ratowników, Vernon Unsworth, ocenił, że propozycja Muska to "zwykły PR-owy chwyt", a swoją łódź "może sobie wsadzić", Musk wściekł się nie na żarty i nazwał go pedofilem. Na nic zdały się tłumaczenia, że ze względu na specyfikę jaskini superłódź do niczego się nie przyda. Przedsiębiorca z zapałem godnym lepszej sprawy jął dowodzić całemu światu, jak wielki popełniono błąd, odrzucając jego pomoc. Jakim cudem udało się wszystkich uratować bez udziału wielkiego Elona Muska i jego najnowszego wynalazku - to już na zawsze pozostanie zagadką. Dodać należy, że gdy akcje spółek Muska pod wpływem jego nieobliczalnego zachowania zaczęły spadać, przedsiębiorca za swoje słowa przeprosił. Normalnie geniusz! Legenda Elona Muska, przyznają państwo, jest inspirująca: Prześladowany przez rówieśników 12-latek z Republiki Południowej Afryki nauczył się programować, a już pięć lat później zaczął studiować na kanadyjskim uniwersytecie. Mieszkający obecnie w Kalifornii genialny wynalazca i przedsiębiorca najpierw zrewolucjonizował płatności w internecie, później przemysł samochodowy, a niebawem rozpocznie kolonizację Marsa i zintegruje ludzki mózg ze sztuczną inteligencją. Do wszystkiego doszedł sam, a dziś jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie i pomaga tym, którzy nie mieli tego szczęścia. Tyle legenda. Kilka rzeczy wymaga jednak uściślenia. Jak miażdżąca większość ludzi majętnych urodził się już w klasie wyższej. Syn modelki oraz inżyniera i pilota mógł rozwijać swoje zdolności w prestiżowych szkołach, gdzie czesne wynosi, w przeliczeniu, kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. PayPala, wbrew temu, co się publicznie twierdzi, ani nie wymyślił, ani nie założył. Po prostu jego firma x.com połączyła się z firmą Confinity, która posiadała serwis o tej nazwie. Musk raptem przez kilka miesięcy zarządzał połączonymi spółkami, szybko jednak, z powodu konfliktu z udziałowcami, został odsunięty. Produkująca samochody elektryczne Tesla to również nie jest jego dziecko. Zainwestował w nią na wczesnym etapie, a dziś jest prezesem i głównym projektantem. Bez żadnych "ale" można natomiast z Muskiem utożsamiać SpaceX, która ma umożliwić kolonizację Marsa. Musk powiązany jest z wieloma innymi firmami, które zmieniają świat, jednak proponuję, byśmy skupili się przede wszystkim na samym przedsiębiorcy i jego metodach działania. Z publicznych środków Elon Musk oficjalnie uważa, że rząd nie powinien subsydiować prywatnych firm. Zdaniem przedsiębiorcy to wolny rynek przynosi najlepsze rozwiązania. Nie przeszkadza to jednak Muskowi wyciągać rękę po publiczne pieniądze. W zamian za przychylność polityków 47-latek sponsoruje kampanie wyborcze zarówno demokratów, jak i republikanów. Jak podawał w 2015 r. "LA Times" w ciągu 20 lat jego firmy otrzymały i otrzymają łącznie blisko pięć miliardów dolarów publicznych funduszy. Finansowania szuka również u zagranicznych przywódców: Czarowi Muska uległ m.in. gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, który w 2014 r. powierzył mu 750 milionów dolarów na gospodarczą rewitalizację podupadłego miasta Buffalo. W ramach spółki SolarCity Musk rozpoczął tam budowę fabryki paneli słonecznych. Miała to być największa taka fabryka na świecie. Stan Nowy Jork tak bardzo uwierzył w projekt Muska, że zwolnił go z podatku od nieruchomości na 10 lat. Miejsc pracy przybyło jednak mniej niż obiecywano, a sam projekt stanął pod znakiem zapytania. Bezrobocie w Buffalo tymczasem wzrosło. Nienawidzi transportu publicznego Musk usilnie namawia również władze, by zainwestowały w jego projekt "hyperloop". 47-latek chce, by ludzie mogli przemieszczać się z miasta do miasta w napędzanych elektromagnesami kapsułach, przemieszczających się w rurach z obniżonym ciśnieniem, z prędkością 350 km/h, a docelowo nawet z prędkością dźwięku - 1200 km/h. Swój projekt uzasadnia poprzez miażdżącą krytykę transportu publicznego w jego obecnej postaci. "Transport publiczny jest do bani. Podróżujesz z wieloma innymi ludźmi, nie wsiadasz tam, gdzie chcesz, nie wysiadasz tam, gdzie chcesz, nie jeździ non-stop. To wrzód na dupie. Dlatego nikt tego nie lubi. Banda obcych ludzi, wśród których może być seryjny morderca. Wspaniale" - oceniał Musk. Zareagował na to Jarrett Walker, ekspert ds. transportu publicznego z Portland. "Nienawiść Muska do dzielenia przestrzeni z obcymi jest luksusem (tudzież patologią), na który tylko bogaci mogą sobie pozwolić" - stwierdził. "Jesteś idiotą" - odparł Musk. W odpowiedzi na słowa o tym, że "nikt nie lubi" transportu publicznego internauci pod hashtagiem #GreatThingsThatHappenedonTransit zaczęli dzielić się swoimi pozytywnymi historiami z komunikacji miejskiej. Tymczasem Elon Musk oznajmił, że uzyskał "ustną zgodę" władz na zbudowanie wspomnianej rury na odcinku z Nowego Jorku do Waszyngtonu. Miejskie spółki transportowe w Nowym Jorku i Waszyngtonie, Departament Bezpieczeństwa Narodowego USA, a także burmistrzowie obu miast zaprzeczyli, by taka umowa została zawarta. Niedochodowe firmy Nie dziwi, że Musk chce wywrzeć presję na rządzących, by inwestowali w jego kolejne projekty. Spółki Muska mają dwa źródła finansowania: rządowe pieniądze i pieniądze prywatnych inwestorów. Jednak same z siebie Tesla, SpaceX czy SolarCity nie generują oczekiwanych zysków. W 2017 roku Tesla zamknęła rok ze stratą 2 mld dolarów. Rynek zareagował na tę wiadomość... entuzjastycznie. Sądzono, że strata będzie jeszcze większa. Tesla nigdy nie zakończyła roku z dodatnim wynikiem finansowym. Nie potrafi produkować samochodów w pożądanym przez siebie, klientów i inwestorów tempie. W czwartym kwartale firma wyprodukowała ledwie 2425 egzemplarzy modelu 3, swojego "masowego" projektu, choć miała ich produkować pięć tysięcy... tygodniowo. Realizacja zapowiadanego tempa produkcji co kwartał jest przesuwana o kwartał. Z Teslą jest jednak jeszcze jeden problem. Pracować, nie gadać W fabryce firmy zarządzanej przez Muska znacznie częściej dochodzi do wypadków i zachorowań niż w innych zakładach branży motoryzacyjnej. W 2017 roku w Tesli doszło do 722 wypadków. Robotnicy byli ranieni przez maszyny, miażdżeni przez wózki widłowe, doznawali oparzeń w wyniku wybuchów, zatruwali się topionymi metalami. W fabryce we Fremont miało miejsce w 2017 r. o 30 proc. więcej "ciężkich kontuzji" niż wynosi średnia dla branży. W 2016 r. aż 86 proc.! Zatem bezpieczeństwo się poprawia? Niekoniecznie. Jak <a href="https://www.revealnews.org/article/tesla-says-its-factory-is-safer-but-it-left-injuries-off-the-books/" target="_blank">donosi "Reveal"</a>, firma zaczęła uprawiać "kreatywną księgowość wypadkową". Tam gdzie się dało - klasyfikowano przyczynę dolegliwości (np. zatruć) jako niezwiązaną z miejscem pracy. Dlaczego w Tesli jest niebezpieczniej niż w innych zakładach? Wedle doniesień "Reveal" m.in. dlatego, że Elonowi Muskowi miały nie spodobać się żółte taśmy i tablice ostrzegawcze. Po prostu nie lubi żółtego, a tablice psuły mu widok. Najwyraźniej wielki wizjoner jest równocześnie wielkim estetą, niczym Steve Jobs czy Henry Ford, z którymi jest porównywany. Pracownicy zwierzyli się w publikacji, że pracują po 12 godz. dziennie (w końcu firma "nie wyrabia"), a zasady BHP nie są przestrzegane. Tesla zaprzecza tym doniesieniom, a nawet pokazała zdjęcie z żółtymi taśmami. "W naszej ocenie to, co określono mianem dziennikarstwa śledczego, było w istocie ideologicznie motywowanym atakiem ekstremistycznej organizacji współpracującej bezpośrednio ze związkami zawodowymi w celu wykreowania kampanii dezinformacyjnej wymierzonej w Teslę" - mogliśmy przeczytać w oświadczeniu. Jednak oficjalne statystyki Departamentu Pracy nie pozostawiają wątpliwości - praca w fabryce Tesli jest po prostu niebezpieczna. Modus operandi Ostre oświadczenie Tesli wpisuje się w politykę medialną Muska, który agresywnie reaguje na wszelkie przejawy krytyki. Gdy Reuters, CNBC czy "Business Insider" donosiły o kłopotach jego firm, Musk natychmiast starał się podważyć wiarygodność tych doniesień, sugerując, że dziennikarze działają na zlecenie jego konkurentów. Wskazane są wyłącznie panegiryki o 12-letnim, prześladowanym chłopcu, który nauczył się programować, natomiast kwestionowanie geniuszu Muska podpada już pod "fake newsy", w czym 47-latek przypomina obecnego prezydenta USA. Równie sprawnie jak <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> promuje swoją osobistą markę, w myśl zasady wyrażonej niegdyś przez tenisistę Andre Agassiego: "image is everything" (wizerunek jest wszystkim). Elon Musk musi strzec wizerunku geniusza, wizjonera, filantropa, bo od tego zależy jego status. Latający prywatnymi samolotami (jak każdy szanujący się bojownik na rzecz powstrzymania zmian klimatycznych), jeżdżący luksusowymi samochodami, spotykający się z celebrytkami Musk nie może sobie pozwolić na kryzys, który zagroziłby obecnemu poziomowi życia. Wizerunek w większym stopniu niż sukcesy inżynierskie, o których można mówić w przypadku SpaceX, decyduje o wycenie kontrolowanych przez niego spółek. Musk obraca pieniędzmi inwestorów i rządu, tworząc wrażenie, że przełom jest tuż-tuż, że w przyszłości jego firmy będą kurami znoszącymi złote jaja, a przy okazji odmienią wszechświat. Na tworzeniu wrażenia opiera się cały jego model biznesowy. Romantycznym wizjom kolonizacji Marsa, połączenia naszych mózgów ze sztuczną inteligencją i czerpania z energii słonecznej ulegają rządzący i inwestorzy, akcje spółek Muska wciąż rosną. Musk umiejętnie zjednuje sobie sympatię, przekonując, że wszystko, co robi, służy dobru ludzkości. Mieszkańcy światowej stolicy energii słonecznej Buffalo i pracownicy fabryki Tesli z pewnością mieliby na ten temat wiele do powiedzenia, a chłopcy z Tajlandii już nigdy nie wyzbędą się bolesnej świadomości, że nie zostali uratowani przez Elona Muska.