Gdy doszło do ataków w Londynie, partie (poza antyimigrancką UKIP) porozumiały się co do przerwania kampanii wyborczej. Jednak niedzielne wystąpienie Theresy May zostało uznane przez opozycję za polityczne kapitalizowanie zamachu. Laburzyści orzekli, że premier zerwała porozumienie i przystąpili do ataku. W ten sposób już dobę po tragedii dwie największe partie w Wielkiej Brytanii skoczyły sobie do gardeł w sprawie terroryzmu. Rządząca Partia Konserwatywna zarzuca Jeremy'emu Corbynowi, liderowi Partii Pracy, że jest zbyt miękki dla terrorystów. Przypominają, że zawsze głosował przeciwko ustawom antyterrorystycznym. Do dyskusji w nie do końca etyczny sposób włączyła się także telewizja BBC, która na swojej stronie umieściła wideo, na którym Corbyn sprzeciwia się polityce "strzelać-by-zabić". Film rozszedł się w sieci błyskawicznie, nie wspomniano jednak, że jest to materiał archiwalny, więc wyglądało to tak, jakby Corbyn komentował zamach w Londynie. Torysi (potoczne określenie konserwatystów) przekonują opinię publiczną, że laburzyści są zbyt wyrozumiali dla radykalnego islamu. Jeszcze dalej poszedł Boris Johnson, który oskarżył Corbyna, że w trakcie swojej politycznej kariery sprzyjał wszystkim "wrogom Wielkiej Brytanii" - "od IRA po Hamas". Partia Pracy nie pozostaje dłużna i przypomina, że Theresa May najpierw jako sekretarz spraw wewnętrznych, później jako premier osobiście odpowiada za zwolnienie 20 tys. policjantów, choć ci ostrzegali, że cięcia utrudnią czy wręcz uniemożliwią walkę z terroryzmem. Wątek ten podchwycili dziennikarze, którzy "grillowali" w sprawie redukowania liczby policjantów Theresę May, a z pomocą Corbynowi przyszedł jego wewnątrzpartyjny wróg - burmistrz Londynu Sadiq Khan, który oświadczył, że londyńska policja istotnie doświadczyła ogromnych cięć w budżecie. Abstrahując od kampanijnej retoryki, trudno nie zauważyć, że laburzyści i konserwatyści mają odmienną koncepcję walki z terroryzmem. Torysi chcą inwigilować (a więc bezpieczeństwo kosztem zrzeczenia się z pewnych wolności), zaostrzać kary, brać udział w nalotach na dżihadystów np. w Syrii, natomiast Corbyn uważa, że praźródłem ataków są interwencje Zachodu na Bliskim Wschodzie; bezpieczeństwo chce zapewnić poprzez nieangażowanie się w konflikty zbrojne i zwiększenie liczebności policji na ulicach. Od zamachu upłynęło zbyt mało czasu, by orzec, ku której koncepcji skłaniają się Brytyjczycy, jednak w dyskusji tej laburzyści mają asa w rękawie - mogą mówić: "zobaczcie, przecież do tej pory May nie była w stanie zapewnić wam bezpieczeństwa", i tak też mówią. Te wzajemne oskarżenia w obliczu tragedii można wyjaśnić stawką czwartkowych wyborów. Dziś już nie da się z całą pewnością powiedzieć, czy Theresa May pozostanie szefową brytyjskiego rządu. Gra toczy się o 326 miejsc w Izbie Gmin - tyle potrzeba, by rządzić samodzielnie. Jeśli Partia Konserwatywna nie wygra w 326 okręgach, zrobi się gorąco. Nicola Sturgeon, liderka Szkockiej Partii Narodowej (SNP), zapowiedziała, że nie poprze konserwatywnego rządu i że pomoże stworzyć większość laburzystom. Sturgeon jest skonfliktowana z rządem, ponieważ Londyn nie wyraża zgody na referendum niepodległościowe w Szkocji (Corbyn już nie jest tak kategoryczny w tej sprawie - możemy mieć więc prosty układ: referendum w zamian za poparcie). Dodajmy, że SNP wprowadzi do Izby Gmin ok. 50 posłów. Jakby tego było mało, również Liberalni Demokraci zapowiadają, że nie poprą rządu torysów. Nawet jeśli May wygra w czwartek wybory, ale nie uzyska większości w Izbie Gmin - może to być jej polityczny koniec. Byłby to upadek równie niespodziewany co w przypadku Davida Camerona i w równym stopniu wynikający z pychy. May przecież ogłosiła wybory, będąc przekonana, że w ten sposób wzmocni i przedłuży swoją władzę. Tymczasem na kampanijnym szlaku radzi sobie słabo, w przeciwieństwie do gromadzącego tłumy Corbyna. "Pycha to mój ulubiony grzech" - jak mawiał grany przez Ala Pacino szatan. Według wtorkowego sondażu dla ITV Partia Konserwatywna może liczyć na poparcie 41,5 proc. wyborców, a Partia Pracy - 40,4 proc. Z kolei YouGov, opierając się na 50-tysięcznej grupie focusowej, pokazuje 4-punktową przewagę torysów.