Były szef sztabu Donalda Trumpa Paul Manafort usłyszał w poniedziałek 12 zarzutów. Oskarżono go m.in. o konspirację przeciwko USA, pranie brudnych pieniędzy czy oszustwa podatkowe. Tyle samo zarzutów przedstawiono Rickowi Gatesowi, bliskiemu współpracownikowi Manaforta, również zaangażowanemu w kampanię Trumpa. Manafort odszedł ze sztabu w 2016 roku, gdy media nagłośniły jego niejasne powiązania z Kremlem, natomiast Gates jeszcze w marcu 2017 roku koordynował zbiórkę funduszy od zwolenników Trumpa. Co powie krętacz Gdy przyjrzymy się zarzutom stawianym Manafortowi i Gatesowi, jasnym staje się, że Mueller i jego przyboczni w trakcie "rosyjskiego" dochodzenia niejako przy okazji natrafili na przekręty finansowe i nielegalny lobbing wyżej wymienionych. Zamysł tej operacji jest jasny. Manafortowi może grozić ok. 80 lat więzienia. Federalni śledczy mają 93-procentową skuteczność, jeśli chodzi o wyroki skazujące. Nawet jeśli wybroni się z niektórych zarzutów, to na pewno nie ze wszystkich 12. Były szef kampanii obecnego prezydenta USA ma więc przed sobą perspektywę spędzenia reszty życia w więzieniu. Mueller postanowił uderzyć z całej siły w najbardziej umoczonego człowieka w otoczeniu Trumpa, by ten zeznawał w sprawie kontaktów z Rosjanami. A nie jest żadną tajemnicą, że Manafort miał rozległe kontakty nie tylko na Ukrainie, gdzie za grube miliony doradzał Wiktorowi Janukowyczowi, ale i na Kremlu. Donald Trump pisze na Twitterze, iż zarzuty wobec Manaforta dotyczą okresu przed kampanią wyborczą. Jakby nie zauważał, że dopiero teraz zaczyna się prawdziwie "grillowanie" Manaforta w kwestii rosyjskiej. Doradca Trumpa przyznał się do kłamstwa Z punktu widzenia konkretów w przedmiocie śledztwa ciekawsza wydaje się sprawa George'a Papadopoulosa - byłego doradcy Donalda Trumpa do spraw polityki międzynarodowej.W poniedziałek ujawniono, że Papadopoulos trzy tygodnie temu przyznał się do składania fałszywych zeznań i zgodził się na współpracę z Muellerem. Wcześniej Papadopoulos celowo wprowadzał w błąd śledczych FBI w sprawie kontaktów z Rosjanami. George Papadopoulos jest więc pierwszą osobą z otoczenia Donalda Trumpa, która - pod groźbą odsiadki - poszła na ścisłą kooperację ze śledczymi. "Profesor" i "siostrzenica" W toku tej współpracy ustalono, że w kwietniu 2016 roku w Londynie Papadopoulos spotkał się z mężczyzną określanym jako "profesor" ("Washington Post" ustalił, że chodzi o Josepha Mifsuda z London Academy of Diplomacy, on zaprzecza). Naukowiec miał być jednym z łączników między sztabem Donalda Trumpa a Kremlem. Podczas wspomnianego spotkania "profesor" oznajmił, że Rosjanie mają haki na Hillary Clinton. "Zdobyli tysiące e-maili" - powiedział Papadopoulosowi. Dopiero dwa miesiące później wyszło na jaw, że zhakowane zostały serwery Partii Demokratycznej. Jak podaje "Guardian", mniej więcej w tym samym czasie brytyjska agencja wywiadowcza GCHQ miała przekazywać CIA alarmujące informacje o kontaktach między sztabowcami Trumpa a przedstawicielami rosyjskiego wywiadu. Papadopoulos był również w kontakcie z Rosjanką określaną przez niego jako "siostrzenica Putina" (Władimir Putin nie ma siostrzenicy - przyp. red.). Została mu ona przedstawiona przez "profesora". "Jesteśmy bardzo podekscytowani możliwością współpracy z panem Trumpem" - pisała Papadopoulosowi. "Profesor" zapoznał także doradcę Trumpa z Iwanem Timofiejewem z Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. "Siostrzenica" i "profesor" mieli pomóc w umówieniu spotkania Trumpa z Putinem, do którego jednak nie doszło. Sztab wiedział Szefostwo sztabu było cały czas w kontakcie z Papadopoulosem. "Dobra robota" - chwalił przełożony (jego dane zostały utajone) w reakcji na wieści o zacieśnianiu współpracy z Rosjanami. Jeszcze bardziej alarmujący jest e-mail wysłany przez Manaforta do Gatesa, który znalazł się w dokumentacji Muellera. "Potrzebujemy kogoś, kto zakomunikuje, że Trump nie odbywa tych podróży (na spotkania z rosyjskimi kontaktami - przyp. red.). To musi być osoba na niskim szczeblu w kampanii, żeby nie wysyłać żadnych sygnałów" - czytamy. Przełożony Papadopoulosa (znów dane utajone) zachęcał go do podróży do Rosji na nieoficjalne spotkania, "jeśli są możliwe". Sprawa Papadopoulosa poniekąd przypomina aferę z Donaldem Trumpem juniorem w roli głównej. Syn obecnego prezydenta USA, wraz z m.in. Manafortem i zięciem Trumpa Jaredem Kushnerem, spotkał się w Trump Tower z powiązaną z Kremlem prawniczką Natalią Weselnicką, która obiecała haki na Hillary Clinton. Junior pisał wówczas w mailach, że jest tą perspektywą "zachwycony". Jednak wedle jego relacji spotkanie było całkowicie bezowocne. W przypadku Papadopoulosa również obserwujemy wolę współpracy z Rosjanami ze strony sztabowców; od zainteresowania do ścisłej kooperacji z Kremlem wprawdzie daleka droga, niemniej pojawia się wśród amerykańskich karnistów pogląd, że już samo podejmowanie działań w tym kierunku - niezależnie od ich efektów - może poskutkować kolejnymi aktami oskarżenia. Wciąż nie ma pewności, który scenariusz jest bliższy prawdy - realna współpraca sztabu z Kremlem czy jedynie zainteresowanie taką współpracą. Papadopoulos zeznał, że jednym z jego kłamstw było umniejszanie znaczenia "profesora". "Papadopoulos zdawał sobie sprawę, że 'profesor' ma istotne powiązania z wysokiej rangi przedstawicielami rosyjskiego rządu i że 'profesor' rozmawiał z niektórymi z tych przedstawicieli w Moskwie" - to już oficjalne stanowisko śledczych. Możemy być pewni, że Mueller, mając Manaforta zagonionego do narożnika, nie poprzestanie na mglistej "woli współpracy". To był podstęp? Przy okazji eksperci na łamach amerykańskiej prasy podsuwają zaskakujące interpretacje całej tej "rosyjskiej" afery. Jedna z nich głosi, że Rosjanie od początku "rozgrywali" sztab Donalda Trumpa - wodzili ich za nos po to, by w istocie zinfiltrować tę grupę, zdobyć jak najwięcej wrażliwych informacji. Z drugiej strony sam prezydent określa śledztwo jako polowanie na czarownice i zapewnia, że nie były podejmowane żadne próby współpracy z Kremlem w trakice kampanii wyborczej. Papadopoulos? Według Białego Domu był nikim 21 marca 2016 roku Donald Trump, przedstawiając swoich doradców, powiedział o Papadopoulosie: "Ekspert od ropy i energetyki. Wspaniały gość". W reakcji na najnowsze doniesienia rzeczniczka Białego Domu Sarah Huckabee Sanders oznajmiła w poniedziałek, że George Papadopoulos był w sztabie Donalda Trumpa "tylko wolontariuszem" i pełnił w kampanii "ekstremalnie ograniczoną rolę". Papadopoulos przestał być "wspaniałym gościem" również dla samego prezydenta. "Mało kto go zna", "wolontariusz niskiego szczebla", "udowodniono, że kłamie" - tak we wtorek napisał o Papadopoulosie Donald Trump na Twitterze.