Kulminacją narastającego napięcia między Sandersem a Warren była debata, do której doszło w Iowa 14 stycznia. To właśnie w stanie Iowa już 3 lutego odbędą się pierwsze prawybory demokratów. W ostatnich tygodniach na fali znajduje się Bernie Sanders, 78-letni senator z Vermont. Do tego stopnia, że znalazł się na pierwszym miejscu w ogólnokrajowym sondażu Ipsos/Reuters, a także na czele stawki w Iowa i New Hampshire - a więc pierwszych dwóch stanach wybierających kandydata demokratów. We wszystkich tych badaniach minimalnie wyprzedza bądź remisuje z byłym wiceprezydentem Joe Bidenem. Tymczasem notowania Warren, 70-letniej senator reprezentującej stan Massachusetts, zaczęły pikować. Na domiar złego (dla Warren) w czwartym kwartale 2019 roku Sanders zebrał znacznie więcej pieniędzy na kampanię - 34,5 mln dolarów wobec 21,2 mln Warren. Tąpnięcie notowań Warren przytrafiło jej się w najgorszym momencie. Stąd ryzykowna decyzja o zaatakowaniu Sandersa. "Ustawka" z CNN? Otoczenie Warren najpierw wypuściło do CNN przeciek o jej prywatnym spotkaniu z Sandersem pod koniec 2018 roku. Wówczas Sanders miał jej powiedzieć, że kobieta nie wygra z Donaldem Trumpem. Warren potwierdziła, że usłyszała od niego takie słowa, Sanders temu kategorycznie zaprzecza. Prowadzący debatę, organizowaną przez CNN, podjęli ten wątek. "Nigdy tak nie powiedziałem. Oczywiście, że kobieta może wygrać wybory prezydenckie. Mówiłem już o tym już 30 lat temu. Możecie to sprawdzić na YouTubie. W 2016 r. Hillary Clinton zdobyła trzy miliony głosów więcej" - bronił się Sanders. Doszło do kuriozalnej wymiany zdań. Abby Phillip, CNN: - Uściślijmy. Senatorze Sanders, czy zaprzecza pan, iż powiedział pan Elizabeth Warren, że kobieta nie może wygrać wyborów? Bernie Sanders: - Zgadza się. Abby Phillip: - Senator Warren, co pani czuła, gdy senator Sanders powiedział pani, że kobieta nie może wygrać wyborów? W tym momencie Sanders i część publiczności zareagowali śmiechem. Ta wymiana zdań sprawiła, że zwolennicy Sandersa zaczęli oskarżać CNN o "ustawkę" ze sztabem Warren. Zresztą komentatorzy tej stacji m.in. Van Jones bez ogródek promują Warren na kandydatkę demokratów, a artykuł na temat rzekomych słów Sandersa do Warren ukazał się właśnie na stronie CNN. Moore o "sztylecie w plecy" W innym momencie debaty Warren oświadczyła, że nikt z obecnych na scenie, oprócz kobiet właśnie, nie pokonał żadnego republikanina w ciągu ostatnich 30 lat. - Przepraszam, chciałbym uściślić. Pokonałem republikanina, startując do Kongresu w Vermont - oświadczył Sanders. - Tak, kiedy? - odparła Warren. - 1990 rok. Tak było. - 30 lat temu? Przecież powiedziałam - jako jedyna w ciągu ostatnich 30 lat pokonałam urzędującego republikanina. Ta cokolwiek żenująca wymiana uwag jest tu przytaczana z jednego powodu - ilustruje, że sojusz Sandersa i Warren legł w gruzach. Po debacie kamery zarejestrowały, jak Warren odmawia podania ręki Sandersowi. Dochodzi między nimi do intensywnej wymiany zdań. "Podziwiam to, co Elizabeth i Bernie zrobili, by uczynić nasz świat lepszym. Z tego powodu nie jestem w stanie pojąć, dlaczego Elizabeth postanowiła wbić sztylet w plecy Berniego. Jestem ogromnie zasmucony" - napisał na Facebooku niezwykle wpływowy wśród demokratów filmowiec Michael Moore (który, nota bene, jako jeden z niewielu przewidział zwycięstwo Donalda Trumpa w 2016 r.). Polityczna kalkulacja Warren Odrzucając jednak emocje sympatyków amerykańskiej lewicy, tę "zdradę" Warren można opisać w kategoriach kalkulacji politycznej. W trakcie tej samej debaty kandydatka sugerowała, że Sanders nie będzie w stanie zjednoczyć Partii Demokratycznej, a ona tak. Co oznaczają te tylko z pozoru błahe słowa? Wynika z nich, że Warren obrała wyraźny kurs na centrum, okupowane przede wszystkim przez Joe Bidena. Uważni obserwatorzy zauważyli, że w ostatnim czasie ani razu z jej ust nie padło hasło "Medicare for All", a więc postulat powszechnej, publicznej opieki zdrowotnej. Jest to sztandarowy projekt amerykańskiej lewicy - odwołującej się do wzorców europejskich czy kanadyjskich. Natomiast wolnorynkowcy, również wśród demokratów, uważają ten postulat za "socjalistyczny", nierealny, niebezpieczny. Warren ewidentnie nie chce już uchodzić za "skrajną lewicę". Chce się pozycjonować jako kandydatka zgody, jako kandydatka ekspercka, która ma "plan na wszystko", ale nie chce bynajmniej kwestionować kapitalizmu jako takiego. Krytyka przywilejów miliarderów i korporacji pozostała elementem jej retoryki, jednak jej wizerunek został wygładzony, a szczegóły programowe rozmyte (np. reformę służby zdrowia zapowiedziała na... trzeci rok swojej kadencji). Oklaskiwała Trumpa na stojąco Sygnały, że do takiej przemiany dojdzie, pojawiały się już wcześniej. Przypomnijmy, że w 2016 r. poparła w prawyborach Hillary Clinton, choć programowo bliżej jej było do Berniego Sandersa (nie wchodząc w przesadne psychologizowanie, można zaryzykować tezę, iż zadra sprzed czterech lat miała znaczenie w kontekście obecnych wydarzeń). W 2017 r. zagłosowała z kolei za republikańską propozycją zwiększenia budżetu amerykańskiej armii - na lewicy nie do pomyślenia, ale za to można się przedstawić wyborcom jako "jastrząb" w polityce zagranicznej, co tak często czyniła Hillary Clinton. Z kolei w 2019 r. oklaskiwała Donalda Trumpa na stojąco, gdy ten powiedział, że "Ameryka nigdy nie będzie socjalistycznym krajem". Warren demonstracyjnie wstała, Sanders demonstracyjnie siedział. Te gesty świadczą o tym, że Elizabeth Warren nie chce być postrzegana jako reprezentantka lewicy. Chce uchodzić za kandydatkę przede wszystkim fachową, przedstawiającą kompleksowe rozwiązania w odróżnieniu od "populisty" Sandersa. Czy miliarderzy powinni istnieć Złośliwi na lewym skrzydle przypominają, że Elizabeth Warren przez większość swojego dorosłego życia była republikanką. Zarzuty hipokryzji zaczęły pojawiać się dopiero w tej kampanii wyborczej i są dyskretnie podsycane przez sztab Sandersa - co pokazuje, że obecny konflikt nabrzmiewał po obu stronach i to od jakiegoś czasu. Brytyjski lewicowy "Guardian" i amerykański prawicowy "New York Post" równocześnie wytknęły Warren, że akceptuje czeki od miliarderów. 30 z nich przekazało pieniądze na jej kampanie senackie. To pozwoliło otoczeniu Sandersa podkreślać, że senator z Vermont jako jedyny nie jest sponsorowany przez najbogatszych. Co więcej, Sanders oświadczył w tej kampanii, że "miliarderzy nie powinni istnieć" (mając na myśli to, że żadne zasługi, talent czy przedsiębiorczość nie uzasadniają takich zarobków/majątków). Przed kampanią zastanawiano się, czym Sanders będzie się różnił od Warren retorycznie i programowo. Teraz widać to wyraźnie. Młoda lewica już nie kocha Warren Wydarzenia ze styczniowej debaty przypieczętowały separację Elizabeth Warren i części amerykańskiej lewicy, reprezentowanej choćby przez młodych socjalistów z magazynu "Jacobin". Wpływowy publicysta "Guardiana" z USA, Nathan Robinson, już w listopadzie pisał: "Progresywni demokraci, zaufajcie instynktowi - Elizabeth Warren nie jest jedną z nas". Przypomnijmy, że wcześniej Warren była noszona na rękach za bezkompromisowe przesłuchania przedstawicieli Wall Street w Kongresie. Zwolennicy i sztabowcy Warren, m.in. na łamach "Politico", przekonują, że ich kandydatka wciąż reprezentuje te same poglądy, będące przede wszystkim w kontrze do wielkiego biznesu, jednak Warren jest - ich zdaniem - bardziej pragmatyczna i bardziej skoncentrowana na detalach niż Sanders. Razem przeciw Bidenowi? Konflikt Sandersa z Warren może okazać się punktem zwrotnym tych prawyborów. Wcześniej wydawało się, że ich tandem będzie wspólnie atakował partyjnych centrystów, a po kilku pierwszych głosowaniach słabszy poprze silniejszego (Warren Sandersa lub Sanders Warren) i razem przeciwstawią się Joe Bidenowi. Dziś ten scenariusz wydaje się coraz mniej prawdopodobny. Michał MichalakObserwuj autora na Twitterze