Zwycięzcą prawyborów w Iowa - jeśli chodzi o liczbę delegatów - okazał się Pete Buttigieg. 38-letni burmistrz miasta South Bend w stanie Indiana mocno zyskał w sondażach, wygrywając pierwsze prawybory. Buttigieg to utalentowany polityk i barwna postać: władający wieloma językami weteran wojny w Afganistanie, absolwent Harvardu i Oxfordu, pierwszy otwarcie homoseksualny kandydat, który zdobył tak dużą popularność. "Burmistrz Pete", jak przedstawia się go często ze względu na trudne do wymówienia nazwisko, walczy o elektorat centrowy, czyli chce budować na obecnym status quo. Jednak jego lewicowi konkurenci zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt tej kandydatury - mianowicie na bliskie relacje z najbogatszymi Amerykanami, nazywanymi często "jednym procentem" (od 1 proc. najbogatszych, którym przeciwstawia się pozostałe 99 proc. społeczeństwa). Jak wyliczał magazyn "Forbes", Buttigieg przyjął donacje od 40 miliarderów. Buttigieg zbiera fundusze, organizując zamknięte, wystawne kolacje. Udział w nich kosztuje blisko 3 tys. dolarów, odbywają się one m.in. w piwniczkach winnych, a potrawy oświetlają żyrandole z tysięcy kryształów Swarovskiego. Przyjaźniący się z Markiem Zuckerbergiem 38-latek przyjął pieniądze na kampanię m.in. od byłego prezesa Google Erica Schmidta, od prezesa Netfliksa Reeda Hastingsa czy od słynnego menedżera funduszu hedgingowego - Billa Ackmana. O czym rozmawiają majętni goście z "burmistrzem Pete'em" podczas tych kolacji? Jakie obietnice od niego słyszą? Przebieg spotkań nie jest podawany do publicznej wiadomości. Dla porządku dodajmy, że najwięcej miliarderów-donatorów ma Joe Biden. Ale Biden słabnie właściwie z dnia na dzień kampanii wyborczej, więc miliarderzy szukają nowego faworyta. Argument lewicowych przeciwników Pete'a Buttigiega - Berniego Sandersa i Elizabeth Warren - jest prosty: jako prezydent Buttigieg nie przeciwstawi się ludziom, dzięki którym wygrał wybory. Mając do wyboru interes miliarderów i interes wyborców, zawsze wybierze to pierwsze. Przyjmowanie pieniędzy od prezesów koncernów farmaceutycznych z całą pewnością nie sprawi, że w ostatecznym rozrachunku zyskają na tym amerykańscy pacjenci. Bezkrólewie w prawyborach Partii Demokratycznej (na czoło wysunął się Sanders, ale do zdobycia większości delegatów jeszcze długa i wyboista droga) sprawiło, że powstał wakat, jeśli chodzi o obsadę roli naczelnego obrońcy status quo. I ten wakat próbuje objąć Michael Bloomberg - miliarder, który postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, zamiast stawiać na takiego czy innego "konia". Były burmistrz Nowego Jorku prowadzi kampanię bez precedensu w historii amerykańskiej polityki. Włączył się do prawyborów na samym końcu. Nie wziął udziału w żadnej debacie. Zignorowal pierwsze cztery stany i skupił się na Superwtorku - 3 marca zagłosuje naraz aż 15 stanów i do wzięcia będzie ponad 1300 delegatów na konwencję krajową. Bloomberg wydaje setki milionów dolarów na spoty telewizyjne - nota bene bardzo zręczne. Ta strategia zdaje się działać. Niektóre sondaże dają mu już 16 proc. poparcia. Analitycy nie wierzą, że mógłby zdobyć większość delegatów na konwencję krajową (czyli 1990), ale według nich mógłby skutecznie uniemożliwić zdobycie takiej większości komukolwiek innemu. Co przy dużej liczbie delegatów dawałoby mu swoisty "pakiet kontrolny" - mógłby nawet decydować, kto zostanie nominatem. Gdy Bloomberg włączał się do wyścigu po namowach innego miliardera Jeffa Bezosa, Bernie Sanders kpił: "Cóż za imponujący oddolny ruch społeczny. Godna podziwu solidarność klasowa". Bloomberg z kolei przekonywał, że wystartował z dwóch powodów: po pierwsze, by odsunąć od władzy Donalda Trumpa - jego zdaniem pozostali kandydaci nie dają takiej gwarancji. Po drugie, by zdecydowanie walczyć ze zmianami klimatycznymi, na co, jako filantrop, wykłada fundusze od lat. Z kolei spoty telewizyjne zachwalają jego menedżerskie talenty z czasów, gdy był burmistrzem Nowego Jorku. Jawi się w tych reklamówkach jako doskonały, przepełniony empatią organizator. Zapytany niedawno, czy czeka nas pojedynek dwóch miliarderów o Biały Dom, odparł: "Dwóch? A kto jest tym drugim?". ----- Tymczasem we wtorek, 11 lutego, odbywają się prawybory w stanie New Hampshire. Zdecydowanym faworytem jest Bernie Sanders. Wzmocniony świetnym wynikiem w Iowa Pete Buttigieg chciałby jednak ponownie sprawić sensację. Elizabeth Warren nie odpuści walki o progresywny elektorat, a jednocześnie uśmiecha się do centrystów. Kolejny fatalny wynik może z kolei pogrążyć Joe Bidena - kampania niedawnego faworyta prawyborów nieoczekiwanie znalazła się w głębokim kryzysie. Na przetasowaniach korzysta ostatnio Amy Klobuchar, która dobrze wypadła w Iowa, jak i w debacie, która miała miejsce kilka dni później. Ona również ma ambicję zawalczyć o miano lidera frakcji umiarkowanej/centrowej. Michał Michalak