Po pięciu latach - tyle minęło od premiery albumu "Safe Trip Home" - Dido wciąż ma w sobie ten nienachalny urok, dzięki któremu ponad dekadę temu rozkochała w sobie pół świata. Jednak firmowa delikatność Dido już w połowie albumu "Girl Who Got Away" przepoczwarza się w ślamazarność. Dido znów sięgnęła po ekspresję, która przyniosła jej sukces i która współgra z charakterem wokalistki. Kompozycje na "Girl Who Got Away" są niespieszne, wyciszone, tęskne. Ich współtwórcą ponownie został Rollo Armstrong, starszy brat Dido, współzałożyciel Faithless. Swoje trzy gorsze wtrącili też Rick Nowels, Greg Kurstin i słynny Brian Eno. To właśnie Brian Eno, zupełnie niechcący, wytknął to, co nie gra w czwartym albumie Dido. Kompozycja "Day Before We Went to War", którą napisał razem z Dido i Armstrongiem, jest kołysząca, liryczna, ale w żadnym wypadku nudna. Linia melodyczna i misterna konstrukcja tego pięknego utworu sprawiają, że słucha się go z uwagą, a jak nastrój pozwala, to i z zachwytem. Tego właśnie brakuje piosenkom takim jak "Love to Blame" czy "Sitting On the Roof of the World", których monotonność zaniża ocenę całego albumu. Albumu, który mógł być dobry, zamiast "taki sobie". Utwory takie jak singlowy "No Freedom", ejtisowy "End Of Night" czy zaskakująco nowoczesny "Let Us Move On" pokazują, że Dido wciąż potrafi urzekać. Szkoda że tym razem tylko od czasu do czasu. 5/10 Warto posłuchać: "No Freedom", "Let Us Move On", "Blackbird", "End Of Night", "Day Before We Went to War" Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!