Wiem, co powiecie. Czysty przypadek. Rzecz losowa, do której nie ma co dorabiać teorii. Na taką ciętą ripostę jesteśmy przygotowani. Niech przemówią fakty: W programie "X Factor" zwyciężył ostatnio Dawid Podsiadło przed Marcinem Spennerem. Z kolei w pierwszej edycji triumfował Gienek Loska, wyprzedzając Michała Szpaka. "Must Be The Music" padł łupem zespołu Lemon. Jakby nie było - sami faceci. A poprzednie edycje? Wygrywali je Maciej Czaczyk i grupa Enej - oczywiście grupa męska. W finale "Mam talent" jesienią 2011 roku o zwycięstwo rywalizowali Kacper Sikora i Piotr Karpienia. Emitowany równolegle "The Voice Of Poland" zwyciężył Damian Ukeje. Co więcej, w finale znalazło się czterech facetów (na cztery miejsca)! Amerykańskiego "Idola" od pięciu edycji wygrywa mężczyzna. Oczywiście, znajdzie się taki program i taki rok, kiedy to kobieta okazywała się górą. Ale ostatnie lata to zdecydowana dominacja mężczyzn. Nie sposób przypisać jej przypadkowi. Paradoks polega na tym, że na castingach kobiet jest kilkakrotnie więcej. Pamiętam, jak wielki był popłoch na castingach do "Bitwy na głosy", gdy okazało się, że przyszło zaledwie kilku facetów. Gdzie szukać wyjaśnienia tego zjawiska? Zadzwoniliśmy do profesora Zbigniewa Nęckiego, może on pomoże. - Śpiew był domeną kobiet, poza śpiewem wojennym. Jeżeli mężczyźni tak dobrze sobie radzą na scenie, to jest to kolejny dowód zniewieścienia naszego męskiego rodu, który zamiast wznosić groźne, wojenne pohukiwania, wyśpiewuje różne melodyjki - żartuje nasz rozmówca, po czym dodaje: - Myślę, że zdolności muzyczne rozkładają się po równo w obu grupach. Mężczyźni skuteczniej wykorzystują szansę i są bardziej przekonujący dla jurorów. Zdaniem prof. Nęckiego mężczyznom łatwiej się wyróżnić, gdyż kobiety wpadają do klatki społecznych oczekiwań. - U kobiet z pozoru mniejsze jest zróżnicowanie indywidualne. Mają silniejszy nakaz kulturowy, żeby były ładne, zgrabne i się podobały. One się starają do tego dostosować, nie pokazując całego wachlarza innych cech, jak to jest w przypadku mężczyzn. Do tego zdania przychyla się Elżbieta Zapendowska. - Te wszystkie śpiewające dziewczynki to jakby jedna, niekończąca się dziewczynka w różnych fryzurkach i różnych make-upach - powiedziała jurorka "Must Be The Music" w rozmowie z INTERIA.PL. Problem łatwo ugryźć, przyjmując feministyczną perspektywę: w Polsce funkcjonuje skostniały, patriarchalny stereotyp rodziny i społeczeństwa, który mężczyznę stawia ponad kobietą, jako silniejszego, a może nawet bardziej utalentowanego. Ale nie brzmi to przekonująco, przyznacie sami. Kluczem do rozwiązania zagadki wydaje się odpowiedź na pytanie - kto w programach głosuje? Kto wysyła sms-y? Z danych na temat oglądalności wiemy, że talent shows oglądają głównie kobiety. Drugą edycję "X Factor" śledziło średnio 1,9 mln przedstawicielek płci pięknej i 1,1 mln reprezentantów gatunku mniej pięknego. Z kolei krótka obserwacja facebookowego profilu "X Factor" pozwala na pewne doprecyzowanie: najbardziej aktywnymi widzami są kilkunastoletnie dziewczyny. I to już się zaczyna w pewną całość układać. Młoda dziewczyna nie zagłosuje na "jakąś inną laskę" tylko na Dawida Podsiadłę, który sprawia, że miękną jej kolana. Pod tę interpretację nie podciągniemy jednak triumfu np. Gienka Loski (na potrzeby teksty zostawiam na boku istotną kwestię posiadania talentu lub jego braku). Wydaje się, że jako widzowie popadamy w pewną iluzję: więcej charyzmy i zdolności jesteśmy gotowi przypisać mężczyźnie niż kobiecie. U kobiety szuka się wad: czy jest wystarczająco atrakcyjna, czy potrafi chodzić w szpilkach, czy nie jest zawistna, fałszywa, czy przypadkiem nie udawała, kiedy się rozpłakała i czy jest wystarczająco genialna, bo Adele może być tylko jedna. W przypadku mężczyzn dajemy się zwieść albo pewności siebie, albo rzekomej wrażliwości, którą facetowi łatwiej zagrać bez wzbudzania podejrzeń. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że muzyczny show-biznes kobiecymi gwiazdami przecież stoi. To kobiety sprzedają w ostatnich latach najwięcej płyt. Jak to się ma do męskiej dominacji w talent shows? Nijak? Jeśli nijak, to tylko potwierdzałoby to tezę, że czym innym telewizja i jej programy, a zupełnie czym innym nagrywanie piosenek w studiu (stąd spektakularne klęski laureatów z telewizora). A jeśli mielibyśmy natomiast szukać zależności między jednym a drugim zjawiskiem, to można ukuć tezę następującą: tak ostra konkurencja wśród kobiet ubiegających się o sławę spowodowała, że na topie są najgenialniejsze, najbardziej charyzmatyczne i/lub najseksowniejsze z milionów pretendentek. Dlatego właśnie dziewczyny idące na casting szybko uznawane są za marne kopie tych znanych. No bo jak tu się wcisnąć między Adele, Arethę Franklin, Susan Boyle, Shakirę czy Rihannę? Ani głosem, ani nogami. Natomiast między Michaelem Bublé a Justinem Bieberem miejsca jest sporo. Michał Michalak