Z Robertem Gawlińskim i Mikisem Cupasem spotkaliśmy się w krakowskim Lizard Kingu, na kilka godzin przed koncertem Wilków. Rozmawiał Michał Michalak. Po tylu latach grania ile w was jest jeszcze tego pierwotnego, młodzieńczego entuzjazmu, a ile już rutyny? Mikis Cupas: - Na tym wyjeździe jest tyle śmiechu i tyle zabawy... myślę, że tego entuzjazmu zostało w nas jeszcze dużo. Póki się bawimy tym, co robimy, jest dobrze. Robert Gawliński: - Powiem szczerze, że kiedyś się bardziej bałem. Miałem więcej tremy przed wyjściem na scenę. Natomiast teraz sprawia mi to więcej przyjemności. Doświadczenie natomiast powoduje, że staram się tak z chłopakami układać program, żeby na przykład nie mieć czterech ciężkich wokalnie piosenek pod rząd. - Kiedyś na to w ogóle nie zwracałem uwagi. No i przyszedł taki dzień, kiedy byliśmy mocno zmęczeni po różnych medykamentach, i koncert był taki sobie. Rutyna powoduje to, że czuję się fajniej i spokojniej przed koncertem. A radość jest ta sama. Największa zawsze przy tworzeniu. Kiedy patrzycie na twarze waszych fanów... Robert Gawliński: - ...chce nam się umrzeć (śmiech). Myślę o tym, żeby się powiesić (śmiech). Kim są fani Wilków dzisiaj? Robert Gawliński: - Mikis, ty jesteś z wykształcenia psychologiem, to odpowiedz na to pytanie, bo kolega jest niezrównoważony (śmiech). Mikis Cupas: - Często tak się dzieje w przypadku zespołów, które długo grają, że fanki z lat 90. przychodzą ze swoimi dziećmi. Ten przedział wiekowy zaczął się powiększać. Robert Gawliński: - Kilka koncertów wiosną zeszłego roku zaskoczyło nas pod tym względem. W Rzeszowie, w studenckim klubie, jedna czwarta panów i pań była w wieku 60 lat. To było bardzo miłe... Dwóch gości przyszło z tomikami wierszy, bo są poetami. Dość romantyczne sytuacje, powiedziałbym. - Generalnie wydaje mi się, że normalnej muzyki słuchają już tylko starsi ludzie. Normalnej dla mnie. Cieszy mnie to, że moi synowie w swoim zespole zaczęli granie od hard rocka, czyli od Zeppelinów, Black Sabbath. Od razu mi się młode lata przypomniały. Cieszę się, że ta normalność powoli wraca. Robercie, jesienią przy okazji promocji płyty rzuciłeś, że Wilki mają najmocniejszy skład w historii. Czy podtrzymujesz tę ocenę? Mikis, czy też tak to widzisz? Mikis Cupas: - No i teraz będziemy mieli tremę. Powiemy ci po koncercie. Robert Gawliński: - Rzeczywiście tak powiedziałem. Zobaczymy, nagraliśmy fajną płytę ("Światło i mrok" - przyp. red.), mam nadzieję, że następna będzie jeszcze lepsza, kiedy te wszystkie tryby bardziej się naoliwią. Jak myślisz? Mikis Cupas: - Wszystko już naoliwione (śmiech). Strzelacie sobie "setkę" przed wyjściem na scenę, żeby się lepiej grało? Robert Gawliński: - To jest taki rytuał starych zespołów. Jedni "setkę" czegoś innego, a my "setkę" alkoholu. Ostatnio stronimy od używek, jesteśmy zespołem bardzo czystym. Pewnie, że przed koncertem "pięćdziesiątka", "setka" czy nawet dwie "setki" nikomu jeszcze nie zaszkodziły, o ile nie robisz tego przez całą trasę, codziennie i kilkakrotnie. 200 gramów daje taki fajny luz. Mikis Cupas: - Staramy się uważać. No tak, tu się przydaje rutyna i doświadczenie. A jak wam się podobają ostatnie przeobrażenia rynku fonograficznego? Mamy gwałtowną ekspansję serwisów streamingowych, w których można m.in. posłuchać płyt Wilków... Mikis Cupas: - Czytałem ostatnio wywiad z amerykańskim zespołem, dosyć znanym, i mówili, że dostali wynagrodzenie ze Spotify, które wynosiło dwa dolary. Fajnie, że te serwisy coś normują, że to zaczyna być legalne, ale mam wrażenie, że muzyka staje się takim planktonem. Tego jest tak dużo i zaczyna być tak rozproszone, że sam jestem ciekaw, co z tego wyniknie. Czy z tej masy wielu zespołów zostaną te najlepsze? Nie wiem. Robert Gawliński: - Bardzo podoba mi się ten bar w kształcie Fendera, jest taki urokliwy... (Robert zerka w kierunku rzeczonego baru w kształcie gitary). - Każda forma płacenia za wartości intelektualne jest na rękę nie tylko tym, którzy są twórcami, ale także tym, którzy nie są, ale korzystają z twórczości. Jeżeli twórczość przestanie być opłacalna, wielu ludzi będzie musiało zakasać rękawy i zostać mechanikiem samochodowym. Masz wrażenie, że to zmierza w tym kierunku? Robert Gawliński: - Polska na mapie rynków muzycznych jest krajem regionalnym. Wiadomo, że chodzi o sferę językową. Areał niemieckojęzyczny to jest 180, w porywach 200 milionów - z Austrią, Szwajcarią i tak dalej... A Polska? 30-parę milionów. Więc wszystkim koncernom zawsze będzie się bardziej opłacało dbać o rynki niemieckie niż nawet o rynek rosyjski, będący na skraju Europy. Polakom czy Czechom będzie tak samo trudno zachować własną tożsamość kulturową. I to naprawdę jest problem w tej chwili.