"W przyszłości każdy będzie sławny przez 15 minut" - powiedział niegdyś Andy Warhol. Ten moment zbliża się nieubłaganie. I wcale nie jest to tak mroczna wizja, jak się niektórym wydaje. Bo oprócz świrów i dziwaków w stylu Kononowicza czy Gracjana, oprócz ludzi, którzy dzielą się ze światem swoją najzwyklejszą codziennością, wypłyną - choćby na chwilę - talenty pokroju Susan. I nawet nie trzeba do tego programu telewizyjnego, takiego jak "Mam talent". Wystarczy zamieścić filmik. Dalej wszystko dzieje się już samo... Jednak fenomen Boyle to nie jest fenomen internetu. Internet jest tu tylko katalizatorem. U podstaw sukcesu Brytyjki leży zderzenie jej wyglądu, sposobu bycia i osobowości z wyjątkowym talentem. Zderzenie, jakie wcześniej miało miejsce w przypadku Paula Pottsa - śpiewającego arie, nieśmiałego sprzedawcy telefonów komórkowych. Susan jest zaprzeczeniem gwiazdy, a mimo tego stała się jedną z nich. Szkotka nie wygląda i nie ubiera się jak gwiazda. Jej zachowanie cechuje często urocza niezdarność, niezdarność, na którą żadna ze sławnych wokalistek pozwolić by sobie nie mogła. Życie Susan z żadnej strony nie było burzliwe. Trudne, owszem. Ale w niczym nie przypomina biografii większości gwiazd ekranu i sceny - nie ma tu ani romansów, ani używek, ani problemów z rodzicami, ani też szybkiego sukcesu. Susan była najmłodszą z dziesięciorga rodzeństwa. Nauka sprawiała jej sporo problemów. Po szkole pracowała tylko przez sześć miesięcy - jako kucharka. Pół życia spędziła na bezskutecznym szukaniu pracy. Od czasu do czasu jeździła na konkursy wokalne. Bo kocha śpiewać. Obecnie mieszka sama z kotem Pebblesem. "Ona jest jedną z nas" - tak zapewne pomyślało wiele samotnych gospodyń domowych, oglądając "Mam talent". Bezrobotna Susan próbowała rozwijać swój talent. Nikt jednak nie chciał jej dać szansy. Jeździła od konkursu do konkursu, czasami nawet wygrywała, ale nigdy nie udało jej się zaśpiewać przed większą niż kilkadziesiąt osób publicznością. Zobaczcie, co działo się podczas jednego z jej występów - miało to miejsce w 1994 roku. Popularny brytyjski prezenter Michael Barrymore nawet nie zauważył, jak dobrze śpiewa Susan. Był zbyt zajęty nabijaniem się z niej, ku uciesze gawiedzi: Sukces Susan Boyle to narodziny Antygwiazdy. Szkotka uświadomiła nam, że zwykły człowiek może być niezwykły. Uświadomiła także show-biznesowi, że popkultura nie jest zarezerwowana dla precyzyjnie wymyślonych produktów. Susan nikt nie wymyślił. Ona po prostu przyszła na casting i zaśpiewała. Zanegowała niemal wszystko, co do tej pory sądzono na temat show-biznesu. To całe szaleństwo, które potem nastąpiło, było tylko pokłosiem tego, jak ludzie na nią zareagowali. Zobacz finałowy występ Susan Boyle w "Mam talent": Można zaryzykować tezę, że Susan zrewolucjonizowała sposób patrzenia na drugiego człowieka. Powinniśmy mieć teraz oczy szeroko otwarte. Być może ten niepozorny gość w okularach i starym sweterku po lewej gra w szachy nie gorzej niż Garri Kasparow. Być może ta dziewczyna w różowym maluje obrazy na miarę Paula Gauguina. A ten pocieszny starszy pan... niedoszły następca Miłosza? Michał Michalak