Ellie Goulding jeszcze zanim wydała debiutancką płytę, została okrzyknięta przez BBC wielką nadzieją brytyjskiej sceny muzycznej. Inni to podchwycili, zrobił się szum, posypały się kolejne wyróżnienia. W końcu pojawił się album i... został przez krytyków wdeptany w ziemię. Ani euforia, ani stanowcze kręcenie nosem nie wydają mi się tu uzasadnione. Album Ellie wyróżnia się finezyjnymi melodiami, oryginalnym śpiewem, ale produkcja na kolana nie rzuca. Wokalistka postawiła na modne brzmienia elektroniczne. Jednak w jej przypadku lata 80. nie wylewają się z głośników szerokim strumieniem, jak u La Roux. Goulding bliżej jest raczej do inspirowanej folkiem twórczości Florence Welch. Nie robi tego tak błyskotliwie jak jej rudowłosa rówieśnicza, ale też nadto nie odstaje, nie można powiedzieć, że grają w innych ligach. Ellie śpiewa głosem dość dziecinnym, na dodatek łamiącym się w najmniej oczekiwanych momentach. Nie drażni to jednak, raczej intryguje. Wokalistka lubi szukać górnych rejestrów, a melodie, które wykonuje, imponują zgrabną konstrukcją i wysmakowanymi ozdobnikami. Towarzyszą temu wielopoziomowe dźwięki z syntezatorów, zderzone z żywą perkusją. Efekt jest poprawny, a nad całością brzmienia czuwał Starsmith. Jednak występ Ellie w programie Joolsa Hollanda dowiódł, że w tej kwestii mogło być dużo lepiej. Utwory "Guns And Horses" i "Under The Sheets", które tam wykonała, sprawiały znacznie lepsze wrażenie, niż na płycie. W telewizji wokalowi Ellie towarzyszył jedynie bas (zagrał na nim Starsmith właśnie), perkusja, gitara akustyczna i kilka sampli. Jej muzyka wydawała się znacznie bardziej oryginalna, niż na płycie. Jeśli określimy twórczość Goulding folktroniką (a tak zazwyczaj się ją określa), to na żywo akcent położono bardziej na folk, a w studiu na elektronikę. Ten drugi wariant nie wypalił. Syntezatory grają na dwóch, trzech płaszczyznach, próbują tworzyć fascynującą przestrzeń, co się jednak nie udaje, bo brakuje tej finezji i pomysłowości, którymi cechują się melodie. Podejrzewam, że przy bardziej doświadczonym producencie, mówilibyśmy o Ellie jako brytyjskiej sensacji 2010 roku. A tak pozostaje tylko podkreślić, że mamy do czynienia z wokalistką utalentowaną i niebanalną. 6/10 Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!