Jak nagrać słabą płytę, mając w składzie legendarnego producenta "Nevermind" Nirvany? Tego się nie dowiecie, słuchając pierwszego od siedmiu lat albumu Garbage. Jeśli wierzyć oficjalnej narracji, wydawnictwo "Not Your Kind Of People" powstało na zasadzie "a czemu nie?". Szkocka wokalistka Shirley Manson nakłoniła resztę, czyli trzech amerykańskich producentów z Butchem Vigiem na czele, by pobawić się w tworzenie nowych piosenek. Dopiero po kilku sesjach mieli zdać sobie sprawę, że chyba zaczęli prace nad płytą. Ponieważ nigdy nie było im po drodze z wytwórniami (Shirley Manson miała wydać solowy album, ale pokłóciła się z labelem o jego brzmienie), wydawnictwo ukazało się ich własnym sumptem. Garbage AD 2012 nie wymyślili siebie na nowo. Ich piąty album mógł równie dobrze wyjść w drugiej połowie lat 90. Kwartet skoncentrował się na wyłuskaniu tego, co było najlepsze w brzmieniu zespołu na dwóch pierwszych płytach: "Garbage" z 1995 roku i "Version 2.0" z 1998. Cierpiętnicze teksty, kontrolowana prostota elektronicznych bitów łącząca się z drapieżnymi, często przesterowanymi gitarami i łagodnym wokalem Manson to nadal ramy, w których poruszają się muzycy Garbage. Oni już dobrze wiedzą, że żadne zabiegi nie sprawią, iż znów, tak jak w latach 90., sprzedadzą kilka milionów płyt. Z tą świadomością robią to, co sprawia im przyjemność - tkwią w cieple raz wymyślonej konwencji, swoje wspomnienia i sentymenty rozpisują na nowe nuty i harmonie, wreszcie ruszają w trasę, by dowieść, że lata 90. to stan umysłu, jak pisałem w relacji z festiwalu Orange Warsaw. Członkowie Garbage potrafią odtworzyć tę chemię i to brzmienie, które przyniosło im sukces; niezaprzeczalna przebojowość "Automatic Systematic Habit" (mój ulubiony numer na płycie) najlepszym tego dowodem; bezbłędnie brzmi też riff singla "Blood For Poppies"; melancholia tytułowego "Not Your Kind Of People" buja, a nawet rozczula; wręcz doskonała jest dynamiczna, rozpędzona, idealnie wyważona aranżacja "I Hate Love". Tak, są momenty. To one sprawiły, że polubiłem powrotną płytę Garbage, choć nie ma co ukrywać, że i przestoje się zdarzają ("Big Bright World", "Man On A Wire", "Beloved Freak"), a nawet - kiedy zły dzień - zasłaniają momenty. Ale jeśli porównać dwa tegoroczne powroty ikon lat 90.: The Cranberries i Garbage, to stawiam plus przy tej mniejszej z dwóch wymienionych grup. 7/10 Warto posłuchać: "Automatic Systematic Habit", "Control", "Blood For Poppies", "Not Your Kind Of People", "I Hate Love" Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!