Sprzedaż albumu "MDNA" przekroczyła milion egzemplarzy na świecie, jednak płyta tak gwałtownie spada na listach bestsellerów, że wątpliwe jest, czy doturla się do drugiego miliona. Byłby to więc najsłabszy wynik w karierze Madonny. Poprzedni longplay "Hard Candy" z 2008 roku znalazł cztery miliony nabywców, a "Confessions On a Dance Floor" z 2005 roku - aż 10. Po płytę Madonny fani nie rzucili się do sklepów mimo przychylnych recenzji, sprawnej promocji (występ podczas Super Bowl!) i czteroletniej przerwy wydawniczej gwiazdy. Ale nie tylko o sprzedaż tu chodzi. Wystarczy odwiedzić internetowe serwisy "NME", "Billboardu", "Rolling Stone'a", by zorientować się, że o Madonnie już się nie pisze, że dziennikarze i czytelnicy mają nowych bohaterów i nowe zabawki, a za dwa tygodnie zmienią je kolejne. Dlaczego Madonna już nie elektryzuje? Zupełnie jak w przypadku katastrof lotniczych (wybaczcie drastyczne porównanie) jest to wypadkowa wielu przyczyn. Premiery albumów przestały być wydarzeniami. Stały się jedynie pretekstami do udzielania wywiadów i przede wszystkim wyruszenia w trasę koncertową. Idole nie są już pół-bogami i trudno powiedzieć, czy słowo "idole" jeszcze jest tu zasadne, czy może należałoby używać np. sformułowania "wykonawcy". Prawdziwych idoli już nie ma - czytaj więcej na ten temat. Gwiazdy popu jako fast-food. Dobrze smakują, ale po szybkim skonsumowaniu z powrotem oddajemy się codziennemu wirowi obowiązków i rozrywek. Nowa Madonna została zjedzona ze smakiem, usta wytarte, papierek wyrzucony. Wyczerpały się możliwe skandale. Co musiałaby zrobić Madonna, by znów wszyscy rozprawiali o jej wyskoku? Próbowała na festiwalu zachęcać do zażywania ecstasy i faktycznie, przez dwa dni się o tym mówiło. Ale pula numerów do wywinięcia gwałtownie się zmniejszyła, niemal do zera. Nie tylko za sprawą wiszącej na krzyżu Madonnie, ale też przy wydatnej pomocy skandalizujących koleżanek, z Lady Gagą na czele. Wszystkie seksualne i społeczne tabu runęły, szykują się ciężkie czasu dla prowokatorek. Madonna w rozerotyzowanym teledysku "Girl Gone Wild": Kim jest grupa docelowa Madonny? W odsłaniającej kulisy muzycznego rynku książce "Pop Babilon" (polecam!) czytamy, że optymalnym targetem są nastolatki. To głównie na ich kieszonkowym opiera się show-biznes. A Madonna nie jest bohaterką młodych dziewcząt. Jeszcze niedawno była, ale teraz? Czym może im zaimponować? Ich potrzebę wyrażania siebie znacznie lepiej katalizuje choćby Gaga, nad łóżkiem wisi Justin Bieber, o ich problemach wiarygodniej zaśpiewa Demi Lovato, a buntem i dorastaniem skuteczniej zarządza Rihanna. Madonny słucha dziś "średnio-starsze pokolenie" - wnioskuję po tym, co widziałem na Bemowie w 2009 r. - a i ono ma w tej chwili innych bohaterów. Dodatkowo Adele, której imię musiało prędzej czy później tutaj paść, jest pokoleniowo uniwersalna, czego nie można powiedzieć o dzisiejszej Madonnie (nastoletnia sympatyczka Madonny równie dobrze mogłaby być fanką Abby). Odwrócenie ról. Nie wiadomo kiedy dokładnie to się stało (na "Hard Candy"?), ale Madonna miast wyprzedzać młodsze koleżanki o kila zakrętów, jak to było do tej pory, rozpaczliwie próbuje dotrzymać im tempa. A przy niespożytych siłach Rihanny nie sposób nie złapać zadyszki. Powrót do romantycznego myślenia o artystkach. Amy Winehouse, Duffy czy Adele przypomniały te wspaniałe lata, gdy wychodziła na scenę piosenkarka i liczył się tylko jej wspaniały głos. Madonna wychodzi na scenę, wraz z nią wytaczają się miliony dolarów zainwestowane w scenografię, a zamiast głosu widzów uwodzi (oszukuje) taśma z playbackiem. Dzisiejsza Madonna jest po prostu mega profesjonalną performerką sceniczną, doskonale zmontowanym teledyskiem. Dekadę temu była geniuszem, który dyktował warunki ("Ray Of Light"!). Dziś pozostaje jej zadowolić się statusem powszechnie cenionej ikony popu. Zobacz teledyski Madonny na stronach INTERIA.PL!