Tytuł "Hurra!" jest przewrotny. Nowa płyta Kultu to gorzka opowieść o rozczarowaniach. Tych globalnych i tych osobistych. A przy tym to bardzo dobra płyta. O stanie psychiki Kazika Staszewskiego pojęcie mam marne, natomiast bohater, który wyłania się z jego tekstów to człowiek, który zawiódł się na życiu, na Polsce, na partnerce, na religii. Każdy z utworów domalowuje kolejne elementy tego przygnębiającego obrazu. Na beznadzieję, która wyziewa z "Hurra!", nie dostajemy recepty. Tu nawet nie ma buntu. Ale choć niewesoła to opowieść, słucha jej się z dużym zainteresowaniem. Muzyka Kultu straciła na zadziorności, sam wokal Kazika również, mimo tego "Hurra!" trzyma wysoki poziom. Staszewski i Janusz Grudziński, którzy skomponowali większość utworów, bardzo przyłożyli się do refrenów - są melodyjne, napisane z rozmachem, już po pierwszym przesłuchaniu potrafią utkwić w głowie. Instrumentalną lokomotywę piosenek stanowią klawisze (to dużo bardziej klawiszowa płyta niż "Poligono Industrial"), tradycyjnie sekcja dęta, bas, natomiast gitary elektryczne i perkusja są tutaj mocno wycofane. Partie gitarowe przypominają czasami gnębioną przez macochę dziewczynkę, która siada w kącie i cichutko nuci swoją kołysankę. Perkusja też straciła na śmiałości i punkuje już z rzadka (np. w "Marysi"). Wyróżnić należy utwór "Nowe tempa", napisany w całości przez Staszewskiego. To bardzo przemyślana piosenka, z lamentującym refrenem ("Gdyby wszystko było inaczej / Gdyby wszystko było odwrotnie..."). Ciekawa jest antykolęda "Maria ma syna". Kazik, nawiązując do narodzenia Jezusa, długo zwleka z puentą, która okazuje się przepełniona wątpliwościami, wręcz pretensjami skierowanymi pod adresem Boga. W "Amnezji", która przypadła do gustu fanom Kultu, mamy z kolei zawoalowaną kpinę z sentymentalnego podejścia Polaków do PRL-u ("Rozmontowaliśmy razem komunę / Lecz po co ja do dzisiaj nie rozumiem"). Świetnie słucha się piosenek "Nie mamy szans" (tytuł może śmiało funkcjonować jako przesłanie płyty), "Podejdź tu proszę" czy szybkiej, singlowej "Marysi". Intryguje mnie okładka. Widzimy na niej państwa młodych. Pani wpatruje się w wybranka, natomiast ten, choć został uchwycony przez fotografa w wyskoku, nie wygląda na szczęśliwego. Nie wiem, czego metaforą jest pan młody w powietrzu, natomiast czuję, że po wylądowaniu stanie się bohaterem tekstów Kazika. Jakby nie miał innego wyjścia. Tylko trudno w pełni oddać się przygnębieniu, kiedy słuchamy tak udanej płyty. 8/10 Posłuchaj singlowej "Marysi": Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!