Powiedzieć, że Monika Brodka nagrała album znajdujący się gdzieś między estetyką Marii Peszek a kompozycjami Florence Welch (a takie opinie-szufladki są w obiegu), byłoby dla wokalistki krzywdzące. Ona znalazła własną drogę. Kto by pomyślał, że "Idol" jednak nam się na coś przyda? Kto by pomyślał, że spisana już na straty Monika Brodka zostanie godną rywalką Kasi Nosowskiej? A tak się właśnie stało. Brodka, która po "Idolu" śpiewała czasem miłe, a czasem mdłe radiowe przygrywajki, po czterech latach milczenia wydała album nie tylko znakomity, ale i ważny. Eklektyczny - to chyba najczęściej powtarzające się określenie "Grandy". Kolejne miejsca w rankingu zajmują przymiotniki: szalony, pokręcony, odważny, eksperymentalny, niebanalny. Wszystko się zgadza. Brodka wrzuciła do kotła i elektronikę i folk, nuty orientalne i góralskie, bogate instrumentarium, abstrakcyjne teksty, wokalne zabawy i popisy, całość wymieszała i otrzymała w ten sposób dzieło przepyszne, świeże, odkrywcze. Nad całością brzmienia czuwał producent Bartosz Dziedzic, który wcześniej pracował z Lechem Janerką oraz przy wielu telewizyjnych reklamach. Warto zatrzymać się na chwilę przy tekstach. W ich pisaniu pomagali Brodce zaprzyjaźnieni autorzy: Radek Łukasiewicz z Pustek oraz Jacek "Budyń" Szymkiewicz z Pogodno. Pisanie słów do piosenek to wielka bolączka polskiego popu, zwłaszcza kobiecego. Piszą od serca choćby Kasia Cerekwicka czy Kayah, ale efekty dalekie są od poezji. Brodka, dzięki pomocy kolegów, nie dość, że nie kłuje po uszach grafomanią, to jeszcze intryguje, a wyłowienie zgrabnych fraz nie nastręcza najmniejszych trudności. Ot, choćby taka: "Czytaj mnie jak menu swobodnie / dotknij / uszczyp / ugryź / pośliń / mus z twoich ust / ja sauté / szeptem / krzykiem / pieść / dotykiem / mus z twoich ust / ja sauté". Albo taka zadziorna: "Nie polubię cię / Twej koszuli pstrości / Zbliżysz się o krok / Porachuję kości". Brodka przyłożyła się do każdego elementu tej płyty - eklektyczna muzyka czaruje bogactwem smaków, teksty intrygują, pora więc na trzeci element układanki, która sprawia, że "Granda" jest tak udana. To wokal Moniki, która gdy śpiewa, że "porachuje kości", to trzeba się schować, a kiedy w "Excipit" (utwór po francusku) daje na koniec imponującą wokalizę, to głowa sama kiwa z uznaniem. Świetnie wypada też śpiewanie na "małą dziewczynkę" w refrenie "Szyszy". Przyznaję bez bicia - jeszcze miesiąc temu zapowiadany hucznie powrót Moniki Brodki był mi szczerze obojętny. Dziś uważam, że triumfatorka "Idola" z 2004 roku albumem "Granda" doszlusowała artystycznym poziomem do Kasi Nosowskiej, Gaby Kulki i Marii Peszek. 9/10 Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!