Nic dziwnego, że fani się oburzają. Swoich ulubionych muzyków lubią umieszczać w opozycji do zepsutego i tandetnego świata show-biznesu. Gdy artysta daje się kupić, sympatycy często czują się wręcz zdradzeni tym przejściem na drugą stronę. Trudno sobie wyobrazić Titusa między szczebioczącą Katarzyną Zielińską a opowiadającym głupoty Wojciechem Jagielskim. Ale nie on pierwszy dał się skusić producentom "Bitwy na głosy". Przecież Krzysztof Cugowski, Urszula Dudziak czy Zbigniew Zamachowski też uważani byli za artystów, którzy nie przystają do telewizyjnego cyrku. Przykłady skutecznego kuszenia mnożą się z roku na rok. Mógłbym nawet pójść w show-biznesową archeologię i przypomnieć, jak dziennikarz Marcin Meller ("Agent"), krytyczka i feministka Kazimiera Szczuka ("Najsłabsze ogniwo") czy katolicki publicysta Szymon Hołownia ("Mam talent") bez żenady przekroczyli rubikon i zostali kolejnymi - lepszymi lub gorszymi - Ibiszami. Nie można też nie wspomnieć o Agnieszce Chylińskiej, która najpierw została jurorką "Mam talent", a później zaczęła śpiewać taneczny pop na antenie najpopularniejszych rozgłośni radiowych. Trend "sprzedawania się" jest ogólnoświatowy, bo przecież nie tak dawno Ozzy Osbourne razem z Justinem Bieberem zachwalał w reklamie zalety popularnego sklepu z elektroniką. Czy taki kontekst pozwala zrozumieć decyzję Titusa? "Kwas kropla po kropli wżerał się w szczelną, zabetonowaną muzycznie telewizję aż w końcu stało się! Gruz poleciał i już cały strumień mocnego, ostrego kwasu będzie płynął falami telewizyjnymi do Waszych domów!" - czytamy na facebookowym profilu Acid Drinkers. Fani jednak nie podzielają entuzjazmu Titusa i zespołu. "Na Acidach za dużo kasy się nie robi, także to rozumiem, ale no w TVP 2?" - nie może się nadziwić jeden z sympatyków. Krytyczne głosy zalały profil Kwasożłopów. Zderzają się tu dwie kwestie - prawo do "koszenia pieniędzy" zgodnie z uznaniem (skoro uważa się, że "żadna praca nie hańbi", to nie hańbi również jurorowanie w "Bitwie na głosy") i odpowiedzialność za głoszone poglądy. Artyści, którzy z emfazą brzydzili się show-biznesem, nie unikną zarzutów hipokryzji w przypadku paktowania z telewizyjnym diabłem. I powinni tym zarzutom stawić czoło w imię uczciwości wobec odbiorcy. Natomiast ci, którzy nie składali podobnych deklaracji, na słowa potępienia po prostu nie zasłużyli. Tak, zrobili to dla pieniędzy, ale bez nieprzyjemnego klimatu zakłamania. A bycie jurorem to przecież najfajniejsza fucha pod słońcem.