Album "Comfort And Happiness", który ukazał się pod koniec maja, wywołał lawinę entuzjastycznych opinii (sprawdź naszą recenzję). Wokalista z Dąbrowy Górniczej pokazał się na nim jako dojrzały, wrażliwy, pełen pomysłów artysta ze znakomitym głosem. Ale to tylko jedna strona zjawiska "Dawid Podsiadło". Bo oprócz Dawida-artysty mamy też Dawida-jajcarza, mruka, młodego Andrzeja Poniedzielskiego, który rozbraja swoim "minimalistycznym" poczuciem humoru. W rozmowie z Dawidem staraliśmy się uchwyć oba te aspekty. Zachęcamy do lektury, a zwłaszcza do oglądania materiałów wideo. Czy w pakiecie z kontraktem płytowym dostałeś również stylistę? Dawid Podsiadło: - Podczas ważnych momentów promocyjnych rzeczywiście towarzyszy nam stylista. W sumie współpracowaliśmy z jednym stylistą i jest na razie moim ulubionym. Powiedział, że wyglądasz kompletnie do bani i on cię stworzy na nowo? - Tak, to jest w sumie w jego stylu, mógł tak powiedzieć. I to są efekty jego pracy? - Myślę, że gdyby tak mnie zobaczył, to nie byłby zadowolony. Chociaż może ze spodni by się cieszył, bo dostałem je od niego. A reszta nie. Do reszty krytycznie by podszedł. Bardzo. Przy twoim drugim podejściu do "X Factora" jurorzy obchodzili się z tobą jak z jajkiem. Trzęśli się ze strachu, czy ty sobie na pewno poradzisz, czy jesteś gotowy, czy udźwigniesz presję. Opowiedz, bo pewnie nie wszyscy widzieli, co takiego wydarzyło się w pierwszym "X Factorze", że jurorzy tak się o ciebie bali. - Wziąłem po prostu zły utwór. Chciałem ambitnie podejść do sytuacji. Miałem do wyboru "Purple Rain" Prince'a i "Wymyśliłem ciebie" Andrzeja Zauchy. Przepraszam za to, co powiem, ale na tamten moment "Purple Rain" - dostałem koncertową wersję - nie podobało mi się. Zaucha... pomyślałem tak: piękny utwór, trudny do zaśpiewania, jest wyzwanie, wezmę, walnę polski utwór. - To był zły pomysł. Gdybym wziął "Purple Rain", to mógłbym coś wymyślać w tekście, tak jak to zrobiłem w drugiej edycji na bootcampie, kiedy to uczyłem się całą noc tekstu; nic nie pamiętałem, więc wymyśliłem słowa i było spoko. Jakoś to zabrzmiało. Po polsku nie da się tak łatwo wymyślać. Chociaż niektórzy mają takie umiejętności. - Zaśpiewałem dwa wersy (wracamy do Zauchy - przyp. MM). Zaczęliśmy od początku. Zaśpiewałem pół tego, co za pierwszym razem. Przestałem śpiewać. Dramaturgia. Jury wstrzymało oddech. Ja zacząłem pocierać oczy. Płacz i w ogóle. Tragedia. Raczej już wiedziałem, że to jest koniec. - Miałem z tym ogromny problem i ciężko mi było zaakceptować to, że sam siebie zawiodłem. Ja w ogóle tak mam w życiu, że jeżeli przegrywam z kimś o wiele lepszym, na przykład w sporcie, to dla mnie to jest zrozumiałe, przyjmuję to, rozumiem i wiem, że muszę popracować. Ale jeżeli wiem, że tylko ode mnie zależy sukces i przez mój błąd coś nie wychodzi, to mam duże pretensje do siebie i nie podoba mi się ta porażka wtedy. Czułem, że to jest moja wina. Pojawiła się chęć odbicia, udowodnienia? - Bardziej samemu sobie niż komukolwiek innemu. W drugim "X Factorze" mamy sytuację następującą: przechodzisz kolejne etapy, dostajesz się do odcinków na żywo, nie jest źle... W którym momencie zdałeś sobie sprawę, że idziesz po zwycięstwo? - Nie, jeszcze nie będę prezentował demonicznej strony swojej osobowości. Za kilka lat. Na pierwszym przesłuchaniu? - Nie, nie. Na razie nie będę o tym mówił. - Tak powiem: wystarczało mi, że przejdę etap, w którym odpadłem [w pierwszej edycji] i dostanę się do domów jurorskich. Tak się stało i byłem bardzo szczęśliwy. Później jak się dostałem do występów na żywo, to też byłem bardzo szczęśliwy. Od tego momentu nie przejmowałem się już tym wszystkim tak bardzo, mogłem nawet odpaść w pierwszym odcinku. Gdyby tak się stało, gdybym odpadł, wykorzystałbym to w dobry sposób. Nie wiem, czy taki jak teraz, ale na pewno zbliżony. - Wokół siebie miałem wspaniałych ludzi. Uczestnicy drugiej edycji, których miałem okazję poznać i z którymi żyłem przez kilka tygodni, to są cudowni ludzie, z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt. Bardzo wiele mi dali w życiu. Wszyscy. Przyznaj, że duet z Tatianą Okupnik ("Tu i teraz") to jednak była "wtopka". - Nie żałuję tego, że on powstał. Miałem okazję popracować z zagranicznym producentem, co było fajnym przeżyciem. Byłem w Londynie przez trzy dni... Powstała wtedy plotka, którą dementuję teraz, oficjalnie, po kilku miesiącach, że grałem w teledysku zespołu Muse. To nieprawda jest. Ale bardzo było mi miło. - Tam przebiega przez sekundę taki gość, który ma taką samą fryzurę, więc oczywiście, że to byłem ja, prawda? Przecież tylko ja mam kręcone włosy. Było ci miło, że przez teledysk Muse przebiegł jakiś inny gość? - Tak, to było takie przyjemne. Patrzysz i... faktycznie podobny. O, już go nie ma. Wróćmy do Tatiany. - Wtopka... To nie jest muzyka, którą lubię i którą chciałbym robić. Ale są sytuacje w życiu, w których się nie odmawia. Zwłaszcza kiedy jest się szczeniakiem, dzieciakiem, a jest możliwość zrobienia czegoś, co angażuje bardzo doświadczonych i szanowanych ludzi w branży. To nie jest tak, że zostałem do czegoś zmuszony, albo że teraz mówię, że nie chciałem tego zrobić. Nie robię rzeczy, których nie chcę robić. Ten utwór w ramach filozofii utworów tego typu wydaje mi się, że nie jest najgorszym możliwym utworem. - Ktoś zapytał mnie ostatnio, dlaczego tego utworu nie ma na płycie, skoro to był singel. To jest chyba oczywiste. To nie jest moja piosenka, ja tam tylko śpiewam i nie wiem, gdzie to miałoby być. Musiałoby to być na osobnym krążku podpisanym "Dawid w innych wcieleniach". Krążek pod tytułem "Dawid nie chciał tego umieścić na swoim krążku". - Jasne że nie chciałem, bo to nie był mój utwór. Nawet o tym nie pomyślałem. Dalsza część rozmowy na kolejnej stronie!