Demokraci powiadają, że stanowisko w administracji Donalda Trumpa miliarderka po prostu sobie kupiła. Jej rodzina, od lat 70., przelała na konto republikanów 200 mln dolarów. Ona sama wsparła obecnie urzędujących republikańskich senatorów kwotą 115 tys. dolarów. Ta niewielka inwestycja się zwróciła, bowiem każdy z obdarowanych poparł jej kandydaturę. A o mały włos Betsy DeVos nie zostałaby zatwierdzona w Senacie. Przesądził dopiero głos wiceprezydenta Mike’a Pence, co ma miejsce w przypadku remisu. To i tak niezły wynik, zważywszy na to, jak źle wypadła DeVos podczas przesłuchania: kluczyła w sprawie swoich finansów i przekonań oraz wykazała się nieznajomością podstawowych regulacji dotyczących edukacji w USA. "Myślę, że byłam... niedotrenowana. Z perspektywy czasu żałuję, że nie miałam wtedy więcej informacji" - przyznaje Betsy DeVos, a winą obarcza zespół, który przygotowywał ją do przesłuchań w Senacie. Publiczne vs. prywatne Już wtedy udało jej się natomiast wyłożyć swoją ideologię: pieniądze powinny iść za uczniem, rodzicom należy się wybór między różnymi szkołami, a zadaniem rządu (stanów) jest wspierać szkoły uzyskujące dobre wyniki. Brzmi rozsądnie? Betsy DeVos nie ukrywa, że szkoły prywatne, w jej ocenie, są "dynamiczne i innowacyjne", i to one zasługują na dotacje, a szkoły publiczne - nie. DeVos uważa, że słabe szkoły publiczne powinny upadać, a nie otrzymywać wsparcie. "To tak jak w biznesie - jeśli ktoś nie wybiera twojego produktu, wkrótce znikasz z rynku" - przekonywała. "Na poziomie federalnym zainwestowaliśmy już miliardy, miliardy dolarów w edukację, a efekty są zerowe" - podkreślała. W tej wolnorynkowej retoryce DeVos zastawiła jednak na siebie pułapkę: twierdziła bowiem, że odbieranie funduszy szkołom publicznym i zmuszanie ich, by rywalizowały o uczniów w konsekwencji podniesie poziom tych szkół. Ale tak się nie stało, choćby w Michigan, gdzie skutecznie lobbowała za takim modelem. Skonfrontowana z faktami DeVos przyznała: "Nie mogę powiedzieć, by ogólnie ich poziom się podniósł". Zaraz jednak dodała: "Wzbraniam się przed mówieniem o szkołach generalnie, ponieważ szkoły składają się z indywidualnych uczniów uczęszczających do nich". Ponadto w ideologii wyznawanej przez DeVos mieści się także pełne wsparcie dla systemu studenckich pożyczek i prywatnych szkół wyższych funkcjonujących na zasadach rynkowych (for-profit colleges). Nic dziwnego - DeVos jest finansowo powiązana z tymi branżami. 102 konflikty interesów Rutynowy raport federalnego departamentu etyki wykazał w 2017 roku, że DeVos posiada udziały w 102 firmach, powodujących konflikt interesów na jej obecnym stanowisku. Z dokumentu wynika, że DeVos wzbogaciła się m.in. na windykacji studentów zalegających ze spłatą pożyczek, a także na samym udzielaniu pożyczek. Dodajmy, że problem studenckich długów w USA jest ogromny. Wynoszą one łącznie 1,4 biliona dolarów. Czterech na 10 dorosłych Amerykanów poniżej 30. roku życia spłaca studenckie pożyczki. Co piąty z zadłużonych pracuje na dwa etaty. Amerykanie, którzy brali pożyczki na studia, kończą szkołę wyższą z długiem wynoszącym średnio 39 tys. dolarów - ta liczba z roku na rok rośnie. Obecnie 44,2 mln Amerykanów ma studencki dług. W odpowiedzi na te statystyki Betsy DeVos uważa, że należy jak najmocniej wspierać pożyczkodawców. DeVos zdołała doprowadzić do zniesienia limitu opłat karnych ze niepłacenie rat. Ponadto jej departament odrzucił 99 proc. wniosków o darowanie długu na zasadach wprowadzonych jeszcze przez administrację George’a W. Busha: jeśli ktoś pracował w sektorze publicznym przez 10 lat - jako policjant, nauczyciel czy strażak - i w tym czasie spłacał dług, to przysługuje mu umorzenie reszty. Miało to zachęcić studentów do pracy w budżetówce. Departament DeVos przestał jednak honorować tę umowę pod pretekstem uchybień formalnych we wnioskach. Co więcej, w marcu 2018 r. DeVos wydała okólnik, w którym... zakazuje władzom stanowym ścigania nieuczciwych pożyczkodawców, twierdząc, że jest to domena władz federalnych. Szare strefy Konflikt interesów dotyczy nie tylko studenckich pożyczek, ale też "for-profit colleges". DeVos nie posiada udziałów bezpośrednio w tego typu placówkach, jednak do niedawna była powiązana z firmami będącymi właścicielami takich uczelni. DeVos konsekwentnie zmierza do tego, by poddać deregulacji prywatne uczelnie funkcjonujące na zasadach rynkowych. Innymi słowy, by władze miały mniej narzędzi do ich kontrolowania. Problem w tym, że często zdarzają się uczelnie oszukańcze. Wyciągają od studentów pieniądze, obiecują im bogaty program, sławnych lub przynajmniej kompetentnych wykładowców i zatrudnienie na wysoko płatnym stanowisku po studiach, a później okazuje się, że to wszystko było jedną wielką wydmuszką. Administracja Baracka Obamy chciała przykręcić śrubę tego typu placówkom, administracja Trumpa dąży w przeciwnym kierunku. Do nadzorowania prywatnych college’ów DeVos oddelegowała Juliana Schmoke’a Jr., rektora DeVry University - uczelni, która oskarżona o oszustwa, zgodziła się zapłacić 100 mln dolarów na drodze ugody. Gdy wgłębimy się w biznesy DeVos, dostrzeżemy więcej etycznych szarych stref. Podczas przesłuchania w Senacie DeVos unikała odpowiedzi na pytanie, czy w USA potrzeba sieci publicznych przedszkoli. DeVos nie wspomniała, że posiada udziały w sieci KinderCare Learning Centers, której zyski mogłyby być zagrożone, gdyby rząd zaczął budować tańsze przedszkola. Już w kategoriach wymownej ciekawostki należałoby traktować fakt, że DeVos zarabiała również w firmie, która sprzedawała przeterminowane mięso w Chinach czy w sieci domów opieki, która, oskarżona o zaniedbania, wypłaciła 15,9 mln dolarów odszkodowania za śmierć podopiecznych. Biurokracja - najgorzej Myliłby się jednak ten, kto twierdziłby, że Betsy DeVos stanowi jakieś wielkie zagrożenie dla amerykańskiej edukacji. Przyjęty za oceanem system już sam w sobie jest "wystarczająco" niewydolny. DeVos w istocie nie zdołała przeforsować żadnej z planowanych większych reform, o co obwiniła biurokrację. "Biurokracja jest znacznie trudniejsza niż przypuszczałam, a i tak zakładałam, że będzie trudna" - oceniła.