Ustawa o radiofonii i telewizji w obecnym kształcie nakazuje, by co najmniej 33% czasu antenowego radia poświęcały na prezentację utworów w języku polskim. Radiowcy - przekonani, iż Polacy nie chcą słuchać w takich ilościach polskich utworów - sprytnie to obchodzą, emitując piosenki głównie w nocy. O trzeciej, czwartej nad ranem... Pod obrady rządu trafił w tym tygodniu projekt Ministerstwa Kultury, zakładający, że trzy czwarte wymaganej przez ustawę ilości polskich nagrań musi zostać wyemitowane między godz. 6 a 23. Inicjatywę poparły związki i stowarzyszenia polskich twórców, wykonawców, menedżerów. By kibicować zmianom w ustawie, stworzyli nawet akcję "Tak dla polskiej muzyki", która tylko na Facebooku ma blisko trzy tysiące fanów. Akcję firmuje m.in. Związek Producentów Audio Video, zrzeszający najważniejsze wytwórnie płytowe. Gdyby Édith Piaf była Polką... - Muzyka jest częścią naszej kultury i świadomości narodowej. Jeśli nie będzie wspierana przez państwo, może ulec głębokiej deformacji. Rynek muzyczny w Polsce przeżywa obecnie bardzo trudne chwile - podkreśla w rozmowie z INTERIA.PL Marek Staszewski, pełnomocnik ZPAV. Artyści są zachwyceni projektem. Nowelizację ustawy poparli m.in. Muniek Staszczyk, Andrzej Piaseczny, Janusz Panasewicz, Marika, Adamus, Marek Sierocki, członkowie grupy Kombii i wielu innych. - Pomysł, który się ostatnio urodził w głowie różnych ludzi, by podążyć za krajami frankofońskimi i wpisać w ustawę znacznie większą obecność polskiej muzyki na antenie radiowej, jest miodem na nasze serca. I nie jest prawdą, tak jak próbują się bronić stacje radiowe, że polska muzyka jest bezwartościowa - mówi nam Andrzej Piaseczny. - Proszę nie zapominać, że polska piosenka to cała skarbnica nagrań archiwalnych, do których bardzo rzadko się sięga. Gdyby Édith Piaf była Polką, dzisiaj byłaby zapomnianą artystką. Nie życzę tego polskim artystom z przeszłości, zwłaszcza że sam będę kiedyś artystą z przeszłości - zauważa wokalista. Radiowcy natomiast uważają, że proponowane zmiany to działanie wbrew woli słuchaczy. Padają ostre słowa. - Mam wrażenie, że ustawodawca, chcąc "chronić" mniej zdolnych polskich twórców, niszczy polskie radia - mówi INTERIA.PL Marcin Bisiorek, dyrektor programowy Eski Rock. - Nikt nie zmusi słuchaczy, by słuchali radia , które nie gra ich ulubionych piosenek, a na siłę lansuje ustawowe gnioty - dodaje. Polskie, czyli gorsze? Podobnego zdania jest Adam Czerwiński, dyrektor muzyczny RMF FM. Zagraniczny repertuar najpopularniejszego radia w Polsce uzasadnia wynikami badań, które stacja regularnie przeprowadza. Utwory, zanim trafią na antenę, testowane są na potencjalnych odbiorcach. Te, które nie znajdują szerokiego uznania, przepadają. Radiowcy twierdzą, że polskie piosenki są gorzej wyprodukowane niż zagraniczne, bądź zbyt niszowe, by trafić na antenę. - Nie da się na siłę wypromować piosenek i artystów, którzy nie są akceptowani przez szerszą publiczność. Wśród badanych przez nas piosenek są utwory z bardzo wielu różnych gatunków, śpiewane przez naprawdę szeroką gamę artystów. Niestety, nie wszyscy z nich są lubiani przez szeroką publiczność. Masowy słuchacz nie daje się przekonać do niszowego artysty - mówi Czerwiński. Uważa on, że wielka popularność RMF-u wynika właśnie z tego, że słuchacze dostają to, czego chcą. - Bardzo dokładnie analizujemy upodobania naszych słuchaczy. Przebadaliśmy kilkadziesiąt tysięcy piosenek i co roku słuchamy i badamy kolejny tysiąc. Niestety, wśród ulubionych piosenek naszych słuchaczy nie ma aż tylu w języku polskim, ile chciałby ustawodawca. Żeby wypełnić planowaną nowelizacją kwotę, musielibyśmy grać piosenki, które nie podobają się naszym słuchaczom. - Kiedy jednak trafiają się świetnie brzmiące polskie piosenki, które nie odbiegają poziomem od piosenek zagranicznych, jak np. "Nie mogę cię zapomnieć" Agnieszki Chylińskiej, "To nie tak jak myślisz" Edyty Górniak, czy piosenki Andrzeja Piasecznego, stacje radiowe bardzo chętnie je grają - podkreśla. Zachłyśnięci zachodem ZPAV nie dowierza badaniom preferencji przeprowadzanym przez nadawców. - Należy pamiętać, że stacje lokalne są bardzo silne w swoich regionach, często na pierwszym lub drugim miejscu. Pokazuje to chyba najlepiej, że polscy słuchacze lubią polską muzykę. A to, że w drogich badaniach statystycznych stacji ogólnopolskich wychodzi coś innego? Cóż, ułomność badań statystycznych bywała już wielokrotnie potwierdzana - zauważa Marek Staszewski. - Chociażby w tygodniu 25. na tzw. playliście RMF FM, Radia Zet, Eski na pierwsze 20 utworów polskie są dwa, na 18. miejscu (Kombii) i na 20. (Patrycja Markowska) - jest to średnia z tych trzech rozgłośni, radio Eska na 30 pierwszych utworów nie zagrała ani jednego w języku polskim, a w tym samym czasie stacje regionalne na 20 pierwszych zagrały 11 utworów polskich - wylicza nasz rozmówca. Staszewski ogromną dysproporcję między muzyką polską a zagraniczną w RMF FM czy Radiu Zet tłumaczy w bardzo prosty sposób. - Sądzę, że od strony socjologicznej można to przypisać trochę pokłosiu naszego zachłyśnięcia się kulturą zachodu po przełomie w 1989 roku i otwarciu granic, a trochę naszym narodowym kompleksom, które ubrał w znane porzekadło Stanisław Jachowicz: "Cudze chwalicie, swego nie znacie". Radiowi nadawcy upierają się jednak przy swoim, twierdząc, że planowane zmiany mogą przynieść im finansowe straty, a już na pewno spadek jakości granej muzyki. Nowelizacja ustawy jest, ich zdaniem, zbyt daleko idącą ingerencją w wolny rynek. Marcin Bisiorek opisuje to za pomocą dwóch przykładów. - Jestem ciekaw, co powiedziałyby sieci kinowe, gdyby musiały wyświetlać w kinach 30 procent polskich filmów, z czego 75 procent na seansach wieczornych i w weekendy. Polski dobry film, tak jak i muzyka, nie potrzebuje żadnej ustawy. Rynek komercyjny jest miejscem konkurencji, konkursem piękności, a nie odgórnym wspieraniem ludzi bez talentu przekonanych o swojej wartości - mówi Bisiorek, po czym pyta retorycznie. - Czy podczas wyborów Miss Polski wprowadzimy odgórny nakaz prezentowania 30 procent brzydkich dziewcząt, z czego 75 procent z nich w finale, tylko dlatego że są i marzą o tym, by być piękne? - Każdy, kto prowadzi biznes w warunkach komercyjnej konkurencji, dba o jak najlepszą wartość oferowanych produktów. W momencie, kiedy tworząc program radiowy, w doborze muzyki nie będziemy kierować się jej jakością i przebojowością, a narodowością, obniżamy wartość naszego programu - uważa szef muzyczny Eski Rock. 40 procent we Francji Staszewski z argumentami dotyczącymi ograniczania swobody działalności gospodarczej się nie zgadza. - Na początku lat 90. te same media, które teraz tak energiczne odwołują się do zasad wolnego rynku, były chronione poprzez ograniczenia ustawowe, hamujące wejścia na polski rynek międzynarodowych potentatów medialnych. Taki zapis pozwolił im zaistnieć i przetrwać na rodzącym się w Polsce rynku medialnym. I dobrze, bo taka jest właśnie rola państwa - ochrona jej obywateli i ich interesów. Dziś zagrożona jest polska muzyka. Bez wsparcia ze strony państwa jej przetrwanie i rozwój jest praktycznie niemożliwe. Podobne do planowanych u nas przepisy obowiązują w innych europejskich krajach - we Francji nadawcy muszą grać minimum 40 procent piosenek w języku francuskim, w Portugalii kwota wynosi 25 procent, ale dotyczy czasu między 7 a 20. Na Węgrzech nadawcy państwowi są zobowiązani do emitowania 35 procent piosenek lokalnych, a w Szwajcarii wytyczne są zapisywane w licencji, indywidualnie dla każdej stacji. Adam Czerwiński uważa, że pewnych spraw nie da się jednak załatwić na siłę: - Założenie, że lansowanie piosenek na siłę robi z nich przeboje, jest błędne. Nawet tysiąc emisji nie zrobi przeboju z piosenki, która nie ma takiego potencjału. Nikt też nie zmusi do słuchania radia ludzi, jeżeli będą w nim dostawać muzykę, której nie lubią. Polacy są przekorni. Jeżeli się ich do czegoś zmusza, robią dokładnie na odwrót. - Od lat żadnemu polskiemu artyście nie udaje się przebić za granicą, a tymczasem w ciągu ostatnich dwóch miesięcy kilku rumuńskim artystom udało się wejść do czołówki brytyjskiej listy przebojów, a przecież w Rumunii nikt ustawą nie reguluje rynku. Czerwiński uważa, że nowelizacja może uderzyć w samych artystów. - Nowa regulacja ministerstwa spowoduje, że zamiast ulubionych piosenek słuchaczy, radio będzie musiało grać piosenki, które tak naprawdę nikomu się nie podobają, byle tylko wypełnić ustawową kwotę. Częstsze granie piosenek, których słuchacze nie akceptują, może nawet rynkowi zaszkodzić, bo słuchacze przestaną słuchać radia, spadną jego przychody, więc i radio będzie mniej płaciło artystom z tytułu tantiem. Jeszcze więcej Kombii? Polskie Ministerstwo Kultury, zapytane przez INTERIA.PL o powody wprowadzenia omawianych zmian w ustawie, powołuje się na dyrektywę Unii Europejskiej z 2007 roku, która zobowiązuje państwa członkowskie do - uwaga, język urzędniczy - "zapewnienia pewnych wymogów minimalnych dotyczących poszanowania różnorodności kulturowej i językowej niezależnie od technologii przesyłania tych treści". Otwarte pozostaje pytanie, czy nowe przepisy nie spowodują czasem, że w najpopularniejszych rozgłośniach, zamiast młodych i zdolnych, będzie jeszcze więcej nagrań Kombii i Patrycji Markowskiej? Michał Michalak Czytaj blog "Język Elit" Michała Michalaka