W czwartek 18 marca prezydent Ukrainy Włodymyr Zełenski wystąpił zdalnie w Bundestagu. Mówił wprost o niemieckiej współodpowiedzialności za budowę gazociągu Nord Stream 2, używanego przez Rosjan do energetycznego szantażu. Wzywał do większego zaangażowania w zatrzymanie agresji Kremla, prosił kanclerza Olafa Scholza o "zburzenie muru" obojętności wobec wojny. Dawno nikt w ten sposób nie przemawiał przed niemieckim parlamentem. Być może nigdy. Minęły jednak dwie minuty od zakończenia wystąpienia, brawa ucichły, wszyscy usiedli... po czym politycy bez słowa komentarza wrócili do obowiązków dnia codziennego i dyskusji o pandemii. "Ile kosztowałoby kanclerza Niemiec wstanie po przemówieniu Zełenskiego i (...) znalezienie kilku słów uznania, a może nawet podziwu? Ile by go kosztowało, gdyby odpowiedział bezpośrednio na pytanie o odpowiedzialność historyczną, wyraził szok z powodu oskarżenia o hipokryzję, obiecał wzmożone wysiłki, a jednocześnie ostrzegał przed niebezpieczeństwami trzeciej wojny światowej?" - pytał dziennik Frankfurter Allgemeine Zeitung. "Tylko one jest za to odpowiedzialny" Dopiero kilka godzin później Scholz zdobył się na trzy tweety, z czego ostatni pokazuje jak mało zrozumiał - albo nie chciał zrozumieć - istoty przesłania Zełenskiego. "Jest absolutnie nie do przyjęcia, gdy ludzie pochodzący z Rosji i Rosjanie, są obrażani, upokarzani lub atakowani fizycznie. Bo to jest wojna Putina. Tylko on jest za to odpowiedzialny" - napisał niemiecki kanclerz na Twitterze. Nie Rosja, nie Rosjanie, nie rosyjska armia, nie cerkiew wprost błogosławiąca agresję, nie oligarchowie, nie Zachód, który przez dekady pośrednio finansował zbrojenia Kremla i dawał przyzwolenie na odcinanie kolejnych fragmentów Ukrainie. Sam jeden Władimir Putin ponosi odpowiedzialność za wojnę, mordowanie ludności cywilnej i dewastowanie terytorium sąsiada. W przesłaniu Scholza Putin urasta do roli demiurga, który jednoosobowo przy sprzeciwie "zwykłych Rosjan", wpycha cały kraj w spiralę długów, izolacji i ludzkich tragedii. Przecież jeżeli kogoś obrażać, to nie ludzi, którzy ustawiają się w centrach handlowych w literę Z, wykrzykując nacjonalistyczne hasła z pięściami uniesionymi do góry. Nie 86,6 proc. Rosjan, który zgodnie z wynikami sondażu przeprowadzonego przez niezależny instytut "Active Group", tolerują i popierają potencjalną napaść na terytorium Unii Europejskiej. Broń Boże nie wolno obwiniać również 71 proc. Rosjan, którzy popierają wojnę w Ukrainie i "odczuwają przy tym pozytywne emocje", jak wynika z sondażu niezależnych rosyjskich socjologów, o którym poinformowało Radio Swoboda. "Dobra Rosja", "zły Putin" W ogóle dajmy spokój Rosji, która odcięta od iPhonów i McDonalda ma i tak pod górkę. Wystarczy, że jeden człowiek zostanie pozbawiony władzy, a wszystko wróci do normy. Bo chyba tak należy czytać fragment "tylko on jest odpowiedzialny" - prawda? Zostawiając na boku ironię, w głowie mi się nie mieści, jak po trzech tygodniach systematycznego bombardowania ukraińskich miast przy udziale ponad 150 tys. rosyjskich żołnierzy oraz marginalnych protestach antywojennych w Rosji, można być aż tak ślepym. Przesłanie Olafa Scholza to jedno z największych kłamstw tej haniebnej wojny. Rozmywanie odpowiedzialności oraz tworzenie iluzji "dobrego społeczeństwa" i "złego Putina", jak w parafrazie znanego powiedzenia, tyle że ze "złym carem" i "dobrymi bojarami". Taka dychotomia nie istnieje, nigdy nie istniała i nie będzie istnieć dopóki 144 mln naród kolektywnie nie powie swojemu kierownictwu i armii "nie". Historia powtarza się jako farsa - Niektórzy chcą żyć w prostym świecie, w którym Putin ponosi wyłączną odpowiedzialność za wojnę. Rzeczywistość jest taka, że ktoś faktycznie zrzuca bomby na ukraińskie miasta, strzela do ewakuowanych, tworzy "Z", w sondażach popiera Putina. Podobnie jak w latach 30. to oni ponoszą odpowiedzialność, nawet jeśli są zatruci propagandą - skomentował przesłanie Scholza ukraiński minister spraw zagranicznych Dymytro Kułeba. Powiedzmy to sobie jasno, po doświadczeniach II wojny światowej Niemcy są ostatnim państwem na świecie, które powinno lansować teorię "jednoosobowej odpowiedzialności za wojnę". Ale może właśnie to oni, paradoksalnie, są jej największymi beneficjentami? Przecież czym innym jest "wojna Hitlera", a czym innym wojna wypowiedziana przez konkretne państwo - a co za tym idzie, jego całkowita odpowiedzialność. Niestety historia powtarza się na naszych oczach jako ponura farsa. Marcin Makowski dla Wydarzeń Interii